czwartek, 10 marca 2022

63) Ikoniczne pary Petkowic!

Cześć wszystkim!

*ważne info: post ten zaczęłam pisać w Walentynki 2021*

Jak spędzacie dzisiejszy dzień miłości? Mam nadzieję, że radośnie (w końcu każdy dzień powinien być radosny, no nie?).  Święty Walenty - wiecie, że jest on także patronem osób z zaburzeniami psychicznymi? Na religii w podstawówce mieliśmy takiego szalenie fajnego księdza, który każdą lekcję rozpoczynał słowami "Święty Walenty, módl się za klasę ósmą be!". Haha, naprawdę zabawne wspomnienie. 

Mimo wszystko uważam Walentynki za przereklamowane. Święto jak święto, dość mocno skomercjalizowane, podpatrzone na Młodym Kontynencie. Drugiej połówki co prawda nie posiadam, wszakże gdybym rzekomą miała, wolałabym celebrować z nią Noc Kupały - bliżej jest mi do naszych lokalnych tradycji :)

*update: drugą połówkę już mam i zastanawiam się, co na ową Noc Kupały wymyślić*

Dobrze, Galaxis, ale o czym dzisiejszy post? Będziesz tak cały czas biadolić? 

Nie, haha, dzisiaj porozmawiamy sobie o związkach w moim mieście LPS - starych, poczciwych Petkowicach. Wpis ten jest częściowo zainspirowany komentarzem lpsfoto - częściowo, ponieważ myślałam o jego realizacji już wcześniej, natomiast, kto by się spodziewał, zapomniałam o nim totalnie. Foto mi dopiero przypomniała i tym samym popchnęła do działania!!

Zaczynajmy :D


Para numer jeden - Maro #2583 oraz Ellie #1851. O nich wspominałam w poście wcześniejszym, nadmieniłam, iż jest to mój najnajnajulubieńszy LPS'owy związek. Słowem wprowadzenia, jako że wielu z Was może już nie pamiętać, Maro ma 16 lat, a Ellie 14. 

Gdybym miała opisać Mara w trzech słowach, powiedziałabym: nieśmiały, zamknięty gitarzysta. Nic go trafniej nie opisuje (noo, może poza określeniem emo-dog, haha). Jest on bardzo trudną osobowością do nawiązania jakiegokolwiek kontaktu, łatwo go bowiem spłoszyć. Pet Shop ten wiecznie trzyma dość spory dystans, uchodzi za takiego przysłowiowego "dzika" społecznego. Mimo to jednak, przyciąga on do siebie sporo dziewcząt (aparycja figurki popularnego kształtu robi swoje :p), które rzecz jasna jednocześnie zbywa i ignoruje. Niektórzy dlatego też nazywają go gburem. Ale co on biedny ma poradzić, że jedyną rzeczą jakiej pragnie jest święty spokój?

Ellie natomiast stanowi totalne przeciwieństwo swojego chłopaka. Jej trójsłowny opis brzmiałby: energiczna, radosna ekstrawertyczka. Do tego jeszcze rewelacyjna gimnastyczka. Wszędzie jest jej pełno i nie sposób usiedzieć jej w jednym miejscu. Należy ona do miejskiego klubu gimnastyki artystycznej i jest jego niezaprzeczalną gwiazdą (pomińmy fakt, iż w tym klubie razem z trenerem są trzy LPS, to temat na inny post) - zawsze, gdy w Petkowicach ma miejsce jakieś ważniejsze wydarzenie, jest ona zapraszana przez władze miasta by dać jakiś piękny performance (zwykle bawiłam się, że tańczyła ona do tej dokładnie piosenki).

Dobrze, ale jak to się stało, że dwie te tak kontrastowe osobowości w końcu się zeszły? Już tłumaczę.

Ellie i Maro do Petkowic przybyli w bardzo podobnym czasie. Była to kwestia dosłownie kilku dni. Obydwoje mieli to do siebie, że uwielbiali spacerować po rozłożystych polach mojego miasta (polach zwanymi Polami Niewidzialności - legenda głosi, że na polach tych stać się można niewidzialny, o ile bardzo się tego pragnie). Podczas jednej z takich przechadzek wpadli oni na siebie. Jak możecie się domyślać, Ellie postanowiła rozpocząć rozmowę, a Maro akurat nie miał jak uciec... Poza tym, obydwoje czuli się dość zagubieni w nowej sytuacji, nowym miejscu zamieszkania, więc zapoznali się, powiedzmy, z chęcią. Od tego czasu zaczęli się umawiać na wspólne spacery o charakterze stricte przyjacielskim.

Maro był jednak od dłuższego czasu obserwowany. Obserwowała go Trescot #959, która zobaczywszy go przypadkiem na jednej z jego długich przechadzek, zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Dziewczyna ta wystudiowała godziny jego spacerów i wyobraźcie sobie tylko, jakie było jej zdziwienie, gdy swojego wybranka zaczęła widywać w towarzystwie pewnej niewiasty. Trescot zaniepokoiła się wtedy co nie miara i ułożyła plan, polegający na zdobyciu przyjaźni owej tajemniczej dziewczyny, by ona mogła ją przedstawić z Marowi.

Trescot zapisała się zatem do miejskiego klubu gimnastyki artystycznej, gdzie szybko zdobyła przyjaźń Ellie, która po pewnym czasie zapoznała ją także ze swym najlepszym przyjacielem - Marem oczywiście. Stali się oni swego rodzaju trójcą ziomeczków. Wiem, co możecie sobie teraz pomyśleć - Trescot w tym momencie ośmieszyła Ellie i zagarnęła naszego doga dla siebie. Nic bardziej mylnego!! Dziewczyny stały się wręcz nierozłączne, a finalnie Trescot widząc, iż jej przyjacióła, żywi do Mara pewne uczucia zrezygnowała z dalszych prób podbicia jego serca.

Któregoś dnia Maro i Ellie wybrali się na swoją tradycyjną przechadzkę po Polach Niewidzialności. Wtedy to doszło między nimi do pocałunku i od tamtej pory nieprzerwanie są razem. We wrześniu tego roku (mam na myśli wrzesień 2021) będą mieć swoją piątą rocznicę, liczoną w naszym ludzkim czasie (wiecie, że wśród LPS czas jest zaledwie czymś względnym).



Droplet #126 i Marceli #994 - para ta stanowi wręcz lustrzane odbicie pary poprzedniej; tutaj to właśnie dziewczyna jest szalenie nieśmiała, a chłopak pełen energii (choć mimo wszystko Marceli nie jest tak ekscentryczny jak Ellie :p).

Wiecie co jest zabawne? Powyższa parka to przyjaciele Mara i Ellie. Uważacie to pewnie za sprzeczne, powiedziałam bowiem, iż Maro jest aspołeczny, cóż... Maro i Marceli grają w jednym zespole muzycznym (który, przypomnę, nosi oryginalną nazwę Green Day)! Jak do tego doszło, nie wiem... Znaczy, wiem, ale opowiem Wam o tym kiedy indziej, haha.

Nasi bohaterowie poznali się przez znajomych. Już tłumaczę. Najlepsza przyjaciółka Droplet (chihuahua #836 - będzie o niej mowa za chwilę!) 'przyjaźniła się' także z jednym członkiem Green Day. Znali się już oni od dawna, jako że obydwoje pochodzą z Meksyku przez co udało im się w miarę szybko złapać wspólny język (dosłownie i w przenośni). Gdy zespół Green Day się uformował, przyjaciółka Droplet bardzo często zaczęła być zapraszana na jego spotkania, nie chcąc jednak zostawiać naszej shorthairki, ciągnęła ją tam ze sobą. Droplet właśnie na tych spotkaniach poznała Marceliego i w bliżej nieokreślony sposób (serio, nie pamiętam, jak to się stało) udało im się w końcu zejść.

Dodatkowo zahaczę tu jeszcze o serial "Mangozjeb", gdzie Marceli grał główną rolę męską. Streszczając całą fabułę, Marceli pomaga Izumi, która mieszka z nienormalnym ojczymem, uciec z domu. Robi to, ponieważ darzy ją uczuciem. Tylko w serialu rzecz jasna. Droplet była o to bardzo zazdrosna. Znienawidziła wręcz ona Izumi (w moim mieście nazywa się ona Angelika), która, o zgrozo, plan filmowy wzięła trochę zbyt serio i liczyła na jakąś relację romantyczną pomiędzy nią i Marcelim. Takowej się jednak nie doczekała.



Pewnie nie spodziewaliście się, że w mym gronie ulubionych par, znajdzie się jakiś G4! Tak, GalaxisSENTYMENTALISTKALPS, umieściła tutaj Pet Shopa G4! Panie i Panowie, przedstawiam Wam Lunę #836 oraz Martiego #3950! Luna, tak na marginesie, to mój generalnie ulubiony LPS :)

Historię ich zdradziłam Wam poniekąd nieco wcześniej - obydwoje pochodzą z Meksyku, a znają się już od dzieciaka. Na tle minionych par są oni o tyle wyjątkowi, że mają praktycznie identyczne temperamenty. Oglądaliście kiedyś "Soy Lunę"? W 2016 serial ten bardzo mi się podobał (co z tego, że obejrzałam 13 na bodaj ponad 100 odcinków XD), dlatego też osobowość głównej bohaterki, tytułowej Luny, przypasowałam mojej #836, którą ponadto również ochrzciłam imieniem Luna. Marti natomiast odpowiada poniekąd Simonowi (w serialu - przyjaciel Luny), ustanowiłam zatem, że główną piosenką tejże pary będzie "Valiente", bowiem w "Soy Lunie" została ona napisana dla głównej bohaterki przez wspomnianego przyjaciela. W mieście mym bardzo często ją razem śpiewają :D




Już na wstępie zaznaczyć muszę, iż Buldożer także jest członkiem Green Day. Matko boska, kto by się spodziewał! Pełni on tam rolę perkusisty. Słipi natomiast nie trzyma się z jego bandą... znaczy się... kiedyś trzymała, wszakże wystąpił pewien konflikt między nią, a innymi dziewczynami i niestety nie jest już tam mile widziana przez nikogo. Nikogo poza Frankiem naturalnie.

Ich historia jest dość ciekawa. Zacznijmy od tego, że Buldożer to typowy nastoletni chuligan. Poprawczak, kurator - te tematy nie są mu obce. Gdyby jeszcze tego było mało, jest on dość smutnym Pet Shopem, bowiem życie uwielbia rzucać mu rozmaite kłody pod nogi. Słipi to wręcz odwrotność swojej drugiej połówki, jeżeli oglądaliście My Little Pony - otrzymała ona 100% osobowości Pinky Pie. Cały czas: szaleje, skacze, jednym słowem, nie potrafi być ona poważna choćby na krótką chwilę.

Zabawnie, jednakże parka ta nie zapoznała się z własnej woli. Zmusiły ich do tego władze miejskie, które, uwaga, przykazały Słipi, aby nauczyła Franka jak się uśmiechać. Buldożer przy pomocy swojej dziewczyny zaczął patrzeć lepiej na świat. Nie powiedziałabym, że jego percepcja bardzo się zmieniła, nie ulega wątpliwości jednak, iż poprawiła się ogromnie. Co ważniejsze, Frank zauważył, że swoje największe szczęście czerpie, gdy jest on przy Słipi, a co za tym idzie, po pewnej jednostce czasowej wyznał jej swoje uczucia, a ona, jak możecie się domyślać, z radością go przyjęła.


Właśnie zdałam sobie sprawę, że pary te opisywane już były mniej lub bardziej we wpisie "Kołobrzeg i te sprawy", jeżeli chcecie poznać je z innej strony, obserwowane moim młodszym okiem, to zapraszam serdecznie do lektury!



Powyżej: Swet de Swet (czytajcie po polsku!!!) #3174 wraz z Kamilą #1010. Kamila to mój drugi ulubiony LPS, który ponadto ma najbogatszą z możliwych u mnie historii.

Związek ich określam mianem "piękna i bestia", jako że właśnie - Kamilę darzę ogromnym sentymentem, odkąd ją dostałam, gdy G2 były jeszcze na sklepowych półkach, uważam, iż jest to jeden z najpiękniejszych Littlest'ów, natomiast Swet? Nie jest on zbytnio urodziwą figurką, ale pal licho wygląd - charakter ma on okropny! Jest on zadufanym w sobie niedorajdą (sorki Swet...), większość LPS unika go z daleka. Dlaczego zatem Kamila tak go adoruje? A no właśnie...

Ich opowieść jest niesamowicie długa, zaczyna się ona bowiem już w 2014 roku. Poznali się oni na obozie w Turcji (byłam na wakacjach w mieście Alanya, tam też zakupiłam Sweta de Sweta w miejskim markecie i uprzedzam od razu komentarze - NIE, nie jest on podróbką). Początkowo bardzo się kłócili, nie chcieli mieć oni z sobą nic wspólnego. Warto jeszcze wspomnieć, że wtedy to właśnie Kamila kręciła z Jake'iem #893 i żadne tam Swety nie były jej w głowie. Do czasu.

Kamila była naprawdę w wielu związkach. Wszystkie one natomiast prędzej czy później kończyły się nieoczekiwanym zerwaniem. Fiasco. Swet chyba wcześniej już zdał sobie sprawę ze swych uczuć do Kamili, gdyż lubił przychodzić do niej i oddawać się długim dyskursom. Niby po przyjacielsku, niby nie... 

Moja zabawa zatrzymała się w punkcie, kiedy to Kamila finalnie po tysiącu związkach zdecydowała się dać Swetowi szansę. Próbę, którą koniec końców zdał na medal. Dlaczego? Ano dlatego, że postanowili oni się pobrać. Od zarania dziejów mieszkała ona ze swoją o rok starszą siostrą-przyjaciółką i nic nie było w stanie wyrwać jej z tego środowiska. Właśnie, jak się okazało - do czasu. 

Mając na uwadze początek wzmianki o Kamili i Swecie, nietrudno jest dojść do konkluzji, jakoby rodzina i znajomi Kamili nie lubili Sweta. Grozili jej nawet zerwaniem kontaktu, byle tylko nie pakowała się z nim w związek. Na nią jednakże nie działało nic. Nic także już nie zadziała. Nigdy...



Myślę, że w tym punkcie warto już zakończyć ów post. Nie spodziewałam się tego, ale wyszedł on niesamowicie długi, co może niesympatycznie wpływać na czytanie. Kto wie? Może na Walentynki faktycznie (tudzież Noc Kupały) pojawi się kolejna część :0 Temat bowiem nie jest jeszcze wyczerpany. Tym razem, mam nadzieję, zmieszczę się "w terminie", a nie takie rzeczy z półtorarocznym opóźnieniem. Nieładnie!

To już musi być jakaś tradycja, że Galaxis średnio raz na rok wraca, ażeby potem na cały kolejny rok zniknąć. Wiecie co, zdaje mi się, iż ja po prostu nie kontroluję upływu czasu. Naprawdę. Zawsze wydaje mi się, że mam go bardzo dużo, wszak nie, nie do końca tak jest. Niestety. Dlatego czas trzeba inwestować w sposób mądry. Tego też cały czas staram się uczyć. Ten rok szkolny zwłaszcza mi to pokazał.

To mój przedostatni rok w szkolę. Haha, pamiętam jak w szóstej klasie, siedząc z koleżankami na schodach, mówiłam "Matko, jeszcze 6 lat tego cyrku.". I cy(r)k. Pięć lat minęło jak jeden dzień. Teraz dużo myślę o studiach, staram się dużo w tym temacie działać - jutro chociażby jadę do Krakowa na egzamin SAT. Rok temu już go pisałam, ale nie byłam zadowolona ze swojego wyniku. Myślę, iż również i ten raz nie będzie tym ostatnim. Będę tak walić te testy ciągle i ciągle, do skutku, kiedy to zdobędę prawie fulla, haha. 

Śmieszne w sumie, że słowo "full" rymuje się ze słowem "null" :0 

A co tam u Was przez ten rok się podziało? Możecie rozpisać się w komentarzach ja z najmilszą chęcią poczytam <3

Teraz jednak zmykać już muszę spać. Fajnie było Wam tak co nieco poopowiadać. 

Do zobaczenia,
no i cześśśśśśśś!

niedziela, 31 stycznia 2021

62) Memy LPS

 Dzień dobry, witam wszystkich już w 2021!

Jak minął Wam 2020? Jak dla mnie - z założenia było on okropny, wszak personalnie czułam się lepiej niż odpowiednio. Wygrałam wiele walk, nazwijmy to, z moimi demonami i zdaje mi się, iż jestem na naprawdę dobrej drodze do bycia osobą szczęśliwą :) Wszystkie moje problemy zaczynały się i kończyły na szkole wraz z jej społecznością, także tak długa przerwa w bytności w mej placówce oświaty rewelacyjnie na mnie wpłynęła, pomogła mi wiele sobie poukładać, wiele zrozumieć, przeszłam swoiste katharsis, które, mam nadzieję, nie skończy się wyborem tragicznym (czy to nawiązanie do tragedii greckiej mi się udało? haha).

Zostawmy jednak smuty i przemyślenia egzystencjonalne, nowy rok proponuję zacząć lekko i zabawnie. Zacząć? A no tak, post ten piszę dnia 31.01.2021, wiecie wszakże - nigdy nie jest na nic za późno! Nawet na nowy początek roku.


Jeszcze przed świętami miałam ogromne problemy sprzętowe. Mianowicie, mój komputer, który jest już komputerem dość wiekowym, zaczął stanowczo odmawiać mi posłuszeństwa. Działał szalenie wolno, nie chciał się wyłączać, cuda na kiju, tak powiem. Finalnie tata mój zaproponował zaniesienie go do swego kolegi-informatyka, który coś tam popróbuje z nim pokminić. Myślę, iż wiadome jest, że przystałam na tę propozycję. Wiązała się ona jednak z pewnym niebezpieczeństwem - utracić miałam wszystkie dane zgromadzone na moim laptopie. W celu zachowania rzeczy dla mnie ważnych, zaczęłam przenosić niektóre (co ważniejsze) foldery na dysk zewnętrzny i nie zgadniecie, co udało mi się znaleźć. Memy z LPS! Żeby tego było mało - memy z LPS mojego autorstwa! Chciałabym Wam je pokazać :----)

Co to jest mem, wie każdy. Każdy bynajmniej młody człowiek - stały bywalec internetu. Choć kompozycyjnie, zdaje mi się, wyjaśnienia takie wyglądałyby w tym miejscu niezwykle dobrze - no błagam, haha. Nigdy nie rozumiałam sensu omawiania definicji memu chociażby w szkole, na lekcjach pokroju WOS, gdzie często uczniowie mają na ten temat więcej do powiedzenia niż sam nauczyciel. Ciekawi mnie w sumie, co Wy myślicie w tej sprawie, zapraszam do pozostawienia swojej opinii w komentarzu poniżej. 

Dopływając już nieco do brzegu, ahh tak... moje memy. Powstały one na przełomie lat 2017/2018, dlatego też poziom ich śmieszności jest, powiedzmy, nieco archaiczny. Teoretycznie wyszły one spod mojej ręki, jednakże zaznaczyć muszę, iż tworzyłam je na zasadzie kalki - przerabiałam memy z "normalnego życia" na takie stricte LPS'owe. Zresztą sami zobaczycie, może jakiś się Wam skojarzy.


Ahhh, widzimy tutaj najcudowniejszą parę Petkowic - doga o imieniu Maro i corgi o imieniu Ellie. Z tyłu także jawi nam się Słipi (tłumacząc - imię to powstało przez specyficzne połączenie słów "słodki" oraz "pies"). Chociaż minęło tyle czasu, duet ten dalej mnie urzeka. Myślę, że to właśnie dlatego, pomimo iż Petkowice miały (i nadal mają) naprawdę krocie rozmaitych par, zdecydowałam się akurat na tę jedną. Jest to po prostu para ponadczasowa. Maro jest niezwykle nieśmiałym emo-dogiem, który niesamowicie trudno nawiązuje jakiekolwiek relacje. Ma on 16 lat i jest gitarzystą mojego miejskiego zespołu rockowego, który, o ironio, nazywa się Green Day. Ellie natomiast to zawodowa gimnastyczka, bardzo ekstrawertyczna, dwa lata młodsza od swojego chłopaka. Poznali się... Ejże! Galaxis, to nie notka na temat twojego ulubionego związku! Dzisiaj nie ma być romantycznie, ma być zabawnie i kiczowato, bo nie da się nie mówić o kiczu, gdy wraca się do przestarzałych już żartów.


Haha, pamiętam tego mema w niezmienionej formie! Był tam ziomeczek, który bodaj miał na sobie błękitną reklamówkę z logiem BMW. Ciekawe, że przyszło mi do głowy włożenie Yorcza Hausa, bo takie imię tego LPS'ka, do autka, a nie na przykład do taczki, aby, wiadomo, było bardziej absurdalnie. Chociaż ci bardziej obeznani spostrzegą, że nie jest to pojazd przypadkowy - jest to samochodzik ze starych My Little Pony, precyzując, z serii z wesołym miasteczkiem (która, nawiasem mówiąc, bardzo mi się podobała). Generalnie kiedyś miałam wrażenie, że LPS i MLP bardzo z sobą rywalizują. Zestaw ten wyglądał jakoś tak:


Zanim pokochałam LPS jako mała dziewczynka, zanim odkryłam, że one w ogóle istnieją, moją ogromną miłością były właśnie koniki MLP, takie jak na zdjęciu powyżej. Miałam ich całkiem pokaźną kolekcję, wliczając w to domki i dodatki, natomiast większą jej część wyprzedałam już lata temu. Muszę dzisiaj trochę poszperać, nie ukrywam, że zainteresowały mnie możliwe pozostałości owej kolekcji w moim domu. 



Czy tylko mi buldogi zawsze wydawały się bardzo grube? Haha, nie zmienia to jednak faktu, iż strasznie mi się podobają, mają w sobie pewien specyficzny urok. Możecie się zatem domyślić, że LPS  nie został umieszczony na powyższym zdjęciu przypadkowo. Pet Shop ten nazywa się Tofi. Tofi w moim mieście od dawien dawna pełni funkcję nauczycielki języka polskiego, a jej mężem jest lekarz Rex, którego co niektórzy mogą pamiętać z mojego dawnego serialu "Mangozjeb". Grał w nim bandziora, grubą rybę jakiegoś gangu czy czegoś w tym rodzaju. 



Ten mem przedstawia tak bardzo mnie :---D Nie wiem jak Wy, ale ja świetnie się bawię będąc sama ze sobą. Nie chodzi o to, że nie lubię ludzi, o nie, nie, ale jakby to powiedzieć - gdy jestem z ludźmi to rozładowuję baterię, a gdy jestem sama to ją ładuję. To chyba typowa cecha introwertyka. Ojj, introwertyzm - to totalnie ja. Nie czuję się z nim wcale źle, wszak jest to często denerwujące dla ludzi z mojego otoczenia, ponieważ zdarza mi się na przykład często nie odpisywać na wiadomości przez kilka dni... W ogóle próbowaliście kiedyś ze mną pisać? Strasznie ciężkie doświadczenie. Prawda jest taka, że nie przepadam za elektronicznym kontaktowaniem się i bardzo, ale to bardzo żałuję, że w tych czasach kontakt listowny nie jest zbyt powszechny. Listy są bardzo praktyczne. Piszecie wszystko, co Wam leży na sercu, tekst możecie ładnie ozdobić, zamknąć do koperty i wysłać. Potem dostajecie odpowiedź, napisaną od ręki, możecie poczuć obecność osoby piszącej... 



Aaa, ktoś poznaje ten pokój?? Gdy odeszłam z kanału GalaxisLPS, przeniosłam się na TheLewitującePlackiLPS, gdzie zaczęłam tworzyć serial "Power Of Amber". W tym właśnie pokoju mieszkała tytułowa Amber wraz ze swoją przyjaciółką Jessie :3 Do tej pory uważam "Power Of Amber" za najlepszy serial mojego autorstwa, mimo iż nie został skończony. Ma wiele niedopatrzeń, to oczywiste, jednakże wracam do niego czasami z wielką melancholią. W sumie żałuję, że nigdy go nie skończyłam. W głowie miałam zakończenie - to prawda, czym innym jest natomiast zamknięcie swoich myśli w filmie. Cóż, żywię nadzieję, że wspomniane zakończenie nigdy mi nie umknie, ponieważ nie sądzę bym ponownie siadła do tego serialu.

Odnosząc się stricte do mema - kto też tak robił? Ja zadzwonię dzwonkiem, ty powiesz, ja zawołam, ty powiesz, ja zapukam ty powiesz. Powiem Wam, że nigdy nie wiadomo było jak się przed tym bronić, ale też niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nigdy w swoim życiu podobnej strategii nie wykorzystał.



Oooo, taki typowo babski mem. W ogóle pamiętacie Lizę, tę pudelkę? Wystąpiła w poście "Aberracja zagraniczna". Teraz jak tak sobie myślę, to tutaj bardziej pasowałaby postać mojej Karmel, gdyż nawet we wspomnianym poście ciągle kłóciła się ona z Tomaszem. Ich relacja też nigdy nie była dokładnie określona - niby z sobą kręcili, niby nie, należy także wspomnieć, że Tomasz jest trochę taki... cóż, podatny na strzelanie fochów, dlatego też wierzę, że jeżeli zostałoby mu powiedziane, że ma wyjść, bez zastanowienia by to zrobił, dodatkowo zatrzaskując za sobą drzwi z niebywałą siłą. Taka siła może spłynąć na LPS'ka (albo też i człowieka), wtedy i tylko wtedy gdy jest on nieziemsko poirytowany. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie.


Z memów to by było na tyle. Dzisiejszy post jest dość luźny, mam nadzieję, że nie będziecie mieć mi tego za złe :) Powiedzmy, że jest to taka notka trochę na rozruch. Mam szczerą nadzieję, iż przynajmniej do jednego z przygotowanych przez czternastoletnią mnie memów trochę się uśmiechnęliście. Jeżeli macie czas i ochotę, zachęcam Was także do zrobienia jakiś własnych petkowych memów, serio. Z chęcią bym sobie je pooglądała, także jeżeli się na to zdecydujecie, to dajcie mi koniecznie znać!

Z mojej strony to byłoby na tyle, życzę Wam wszystkim udanego tygodnia i cudownego miesiąca lutego. 

Trzymajcie się!

Do zobaczenia,
no i cześśśś!
~Galaxis

sobota, 18 lipca 2020

61) Impreza

Wiecie co?
Mam wrażenie, że ostatnio pisałam do Was zaledwie wczoraj. Naprawdę. Nie zdążyłam się nawet obejrzeć, a skończyłam pierwszą liceum. Jesteśmy już w połowie wakacji. Za półtora roku będę pełnoletnia...

Hejka, tak w ogóle :)

Jakiś czas temu natrafiłam na artykuł (a może był to jakiś webinar?), w wielkim skrócie mówiący o tym, że dzieci są bardziej kreatywne od ludzi dorosłych z uwagi na fakt, iż posiadają one zdolność zabawy. Ciekawe, co? Pomyślałam wtedy "cholera, szkoda, że nie jestem młodsza, kiedyś to bawiłam się dużo i kreatywności miałam aż za wiele". Ale czekajcie. Chwila. Chwilunia. Czy istnieje jakiekolwiek prawo, a musiałoby być to z pewnością prawo boskie, mówiące o tym, kto może się bawić a kto nie? Możemy przyjąć, iż z reguły ludzie w tym i w tym wieku nie praktykują więcej podobnego spędzania czasu, ale czy można nam, jako społeczności, narzucić podobny schemat? Właśnie, że nie, nie można.

Co więc zrobiłam?
Jak to co?
Pobawiłam się.

Gdy patrzę tak na siebie z perspektywy ludzi mi znajomych, stwierdzam, że jestem dziwakiem. Lecz zgadniecie? Odpowiada mi to. Doprawdy mi to odpowiada. Wszyscy wielcy ludzie tego świata byli dziwakami. Artyzm jest swego rodzaju dziwactwem. Prozaiczną formą dziwactwa jest odchodzenie od normy. Może dlatego niektórym ludziom doskwiera nudne życie - bo po prostu boją się być dziwni?

----------------------------------

Nigdy nie miałam jako takiego wolnostojącego miasta LPS. Niektóre jego elementy były faktycznie umiejscowione na stałe lecz często, chcąc stworzyć teren miejski o większym obszarze, zmuszona byłam dokładać nieraz nawet po kilka parceli. Najprostszym rozwiązaniem takowej sytuacji było usytuowanie dużej ilości figurek w jednym, wszak obszernym, miejscu. Najczęściej była to szkoła. Ale ile scenariuszy 'na szkolnym korytarzu' można przerabiać? Jestem pewna, że wiele, jednakże korytarz szkolny jest na tyle nieskomplikowany, że miło jest aż, trochę go pokomplikować. Zwłaszcza mając lat dwanaście ;D




Impreza. Choć w prawdziwym życiu nie lubię takich zbiegowisk (mówiłam już, że jestem aspołeczna? haha), to u LPS jest to miód na moje serce. Pamiętam nawet czasy, gdy obywatele Petkowic, wtedy zwanych jeszcze Moon Light Valley, Pet York lub też Invisibility Fields (czy jakoś tak), imprezowali niemalże codziennie. Żałuję, że wtedy nie znałam miasta takiego jak na przykład Marbella, gdyż z pewnością powinnam była w tamtym okresie nazywać me miasto Marpetta. Choć brzmi to odrobinę bardziej jak "Valletta".

Niestety pradawny budynek szkoły, który przewijał się przez wszystkie stworzone przeze mnie seriale LPS (w POA widzimy go nawet po restauracji, 01:49 w filmie *.*) podczas remontu, który miał miejsce w moim rzeczywistym domu, został stracony, podobnie jak zdecydowana większość mych kartonowych wyrobów. Domki własnoręcznej roboty poszły do lamusa (w mieście tłumaczę to krachem na giełdzie i kryzysem gospodarczym - straszną biedą w Petkowicach), zaś te oryginalne littlest'owe stoją grzecznie na swoim miejscu. Stało się zatem to, co stać się musiało - spanielki zwołały pół miasta na tańce! Dlaczego akurat one? Tak się składa, iż szóstka tych pięknych sióstr zameldowana jest w posiadłości potocznie zwanej "największym domkiem Littlest Pet Shop", to chyba przemawia samo za się.




Początkowo impreza nie zapowiadała się obiecująco (pomimo iż spanielki-siostry bardzo dobrze zaopatrzyły się spożywczo i wystrojowo). Pojawiający się goście należeli jedynie do rodziny lub też bliskich przyjaciół. Nic się nie działo. Nie trzeba było wszak długo czekać, a ogromna hacjenda spanielek zaczęła pękać w szwach! Wszystko za sprawą prostego systemu znajomościowego - ten przyprowadził jednego, ten drugiego, a ten znowu trzeciego i czwartego. Takim oto sposobem miejsce miała największa impreza w historii miasta! Nie brakowało na niej śmiechu, płaczu, rozstań, miłości oraz szemranych interesów. W Petkowicach narodziły się nowe sławy (jednak opowiem Wam o nich w przyszłym poście ;D), a LPS, które wcześniej nie miały okazji zaprezentować się na arenie międzypetkowej weszły do towarzystwa!

Zastanawiacie się zapewne co z muzyką - potańcówka bez muzyki, to bliżej niezidentyfikowane zbiegowisko falujących wariatów - oczywiście, że muzyka musiała być! Ostatnio słucham jedynie muzyki hiszpańskiej lecz tak jestem z nią osłuchana, że postanowiłam dać moim Pet Shopą wolną rękę w kwestii doboru muzyki. Zajęła się tym nasza niezawodna DJ'ka Sabrina (#NO, Grooviest Series), która, jak można przypuszczać, wyznaczonemu zadaniu podołała doskonale, zdając się na  obecnie nieco przestarzałe piosenki sprzed kilku lat. Jak dla mnie wybór fenomenalny!


(jak ktoś chciałby poczuć klimat tej imprezy)





Zostało wymyślone też kilka zabaw. Między innymi był to właśnie taniec odbijany i wybór króla i królowej imprezy. Muszę Wam powiedzieć, że w rzeczywistości nienawidzę czegoś takiego jak "tańce odbijańce", tzw. "belgijka", bo, mówiąc kolokwialnie, podczas takiego czegoś, nie potrafię się 'wyluzować', co generuje u mnie stres i automatycznie staje się ogromnie nieprzyjemne. Wszak nie wszystko co niefajne realnie, nadal niefajne jest w świecie nierealnym, gdzie wszystkiemu i wszystkim przypisać można zupełnie nowe epitety, a każdy temat ugryźć od strony w ogóle niespodziewanej. Nawet nie wiecie, jak za tym tęskniłam.

Co z wyborem króla i królowej? W natłoku wydarzeń i tak nie miało to większego znaczenia. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że po tym wydarzeniu każdy obywatel Petkowic wrócił do domu z przekonaniem o tym, że to on właśnie został królem/królową, ponieważ pierwszy raz od dawna doznał życia, jakiego potrzebował, patrząc na świat z półki.




Zrobiłam parę zdjęć, nie są one wszak idealne, przyznam, że nawet o to nie dbałam. Nie było to wydarzenie prasowe, ale coś prywatnego, zamkniętego, z początku nie chciałam nawet tego opisywać, ale... jednak to robię. Nie wiem czemu. Potraktujcie powyższe fotografie jak ruszone fotki strzelone szybkim ruchem ręki podczas tańczenia do hitów ubiegłej dekady. Bo prawie tym są.

----------------------------------

Haha, dzisiaj serwuję Wam naprawdę krótki i luźny wpis. Mam nadzieję, że czytanie go było dla Was równie przyjemne, jak dla mnie pisanie. W tym miejscu chciałabym dodać, że szykuję się do jakiejś sesji w plenerze, jednakowoż byłoby to nieprawdą. Aktualnie jestem na praktycznej kwarantannie (praktycznej, ponieważ teoretycznie na niej nie jestem, wszak praktycznie wygląda to nieco inaczej) i nie za bardzo mogę opuszczać swój dom. Nie zostało jednak długo. Cztery dni. Jeżeli po upływie tego czasu wszystko będzie w porządku, wychodzić będę mogła jak najbardziej. Życzcie mi powodzenia!

Nie jestem pewna czy nie jest to przypadkiem efekt placebo, ale nagle mam pełno pomysłów na seriale. Nie popełnię jednak młodzieńczych błędów i zanim przystąpię do nagrywania czegokolwiek, wpierw spiszę cały scenariusz, a może wreszcie skończę jakąś serię. W swoim życiu dokończyłam tylko jeden serial...

Cóż, teraz nie pozostaje mi nic innego jak pożegnać się. Mam nadzieję, że częściej będziemy się widywać ;)

Do zobaczenia,
no i cześć!
~Galaxis

poniedziałek, 23 marca 2020

60) Nigdzie nieopublikowana uczta

Hejka.
Dzisiaj jest dziwny dzień. Zacznijmy od tego, że rano obudziłam się nie wiosną lecz zimą. Naprawdę. Nie wiem czy u Was również, ale u mnie w Gliwicach pogoda osiągnęła stadium szaleństwa. Nie zdążyłam jeszcze dobrze wstać z łóżka, gdy moja mama weszła do mega pokoju i powiedziała "pada śnieg". Następnie dowiedziałam się o trzęsieniu ziemi w Chorwacji oraz pierwszym potwierdzonym zachorowaniu w moim mieście. Dzieją się dziwne rzeczy. Nie jestem co prawda przerażona, ale wręcz podświadomie wychwytuję mistyczność zaistniałej sytuacji. Czuję się jak w powieści. Jednak nie o tym jest dzisiejszy post.

Ostatnio robiąc zadanie do szkoły przeglądałam komputer i znalazłam naprawdę przyjemne zdjęcia. Pochodzą one z 2015 roku i choć nie są one piękne, emanują jakąś niebywałą harmonią, dziecięcym wręcz spokojem, i pomyślałam, że miło by było podzielić się nimi z Wami.

Zdjęć nie jest dużo, a przedstawiają one ucztę zorganizowaną w moim mieście dla LPS pochodzących z domu dziecka. Postaram się opowiedzieć wszystko, co pamiętam z tamtego dnia. Albo nie. Zrobi to Levoly, która osobiście brała udział w tamtych wydarzeniach.

Levoly.

Zapraszam Was więc do naszego prywatnego wehikułu czasu. Jesteście gotowi na przejażdżkę?

22.03.2020------------------------------------>23.05.2015

Wydarzenie to miało miejsce w weekend. Niedzielę bodajże. Przyszli do nas i powiedzieli, że przygotowali niespodziankę. Nigdy nie lubiłam tego miejsca. Sierociniec... Choć traktowali nas dobrze, nie czułam się tak. Miałam wtedy piętnaście lat. Teoretycznie teraz też mam. Jak wiecie, my petszopy, nie starzejemy się na ogół. Następny rok życia osiągamy, gdy kategorycznie zajdzie taka potrzeba, co prawdziwie jest rzadkością. Jednak naszym pojmowaniem czasu zajmiemy się kiedy indziej.

Myślę, że o wiele łatwiej będzie Wam zrozumieć mój punkt widzenia, gdy poznacie moją historię. Nazywam się Levoly i jestem w domu dziecka. Razem z moją przyjaciółką Ciapką (#2217) jesteśmy tutaj najstarsze. Była jeszcze jedna. Dziewczyna, którą zdolna byłam określić moją siostrą. Dziewczyna, którą traktowałam jako siostrę. Dziewczyna, która była moją siostrą. Kasydy (#2236). Ją jednak zabrano. Co dziwne. Zazwyczaj, jak ktoś do nas trafia, jest już z nami na zawsze. Wszakże na Kasydy spadła niejaka łaska - zabrała ją sama Królowa. Star song (#2860). Zabrała i uczyniła swoją córką. Wiem, iż brzmi to co najmniej nieprawdopodobnie. Zdaję sobie sprawę, że teraz możecie wziąć mnie za wariatkę. Ale u nas wszyscy wiedzą, że tak było. Nikt jednak nie chce zdradzić szczegółów, choć co lepiej poinformowany ugina się wręcz pod brzemieniem prawdziwego kłamstwa.

Mam nadzieję, iż nie macie mi tego za złe. Właścicielka prosiła mnie o opisanie nigdzie nieopublikowanej uczty, a nie historii mojego życia. Niczym George Sand, haha. Przepraszam, jednakże pragnę, byście zobaczyli te wydarzenia z mojej perspektywy.


Były to urodziny Beilim My (niebieskiej myszki pośrodku). Niespodzianką był tort dla całego sierocińca. Heh, wiem, że powiedziałam, iż się nie starzejemy - skąd też urodziny? Zdajemy sobie sprawę z upływu czasu. Tyle chyba wystarczy.

Wszystkie te dzieciaki znam bardzo dokładnie. W końcu widuję je codziennie. Patrząc od dołu, z lewej strony mamy kotkę Nibi, Pikusia, Fi-Fi, Slow, Kołtunkę, Ząbkę i Laylę. W rogu zaś widać kawałek naszej opiekunki - Bayley. Po prawej stronie jestem ja, koło mnie Ciapka, a na samym końcu Puppy. Po środku wspomniana wcześniej Beilim My.

Już wtedy czułam irytację. Nie lubię, gdy cały dom jest w jednym miejscu. Cholernie szkoda mi tych dzieci, a jeszcze bardziej - szkoda mi siebie oraz Ciapki.

Możecie pomyśleć, że jestem samolubna. Aspołeczna. Nie. Uwielbiam przebywać z innymi petszopami. Nie znoszę wszakże niesprawiedliwości, a ona odcisnęła na mnie swe piętno.

W naszym mieście - Petkowicach - istnieje zapis mówiący o tym, że nieletnim można mieszkać samodzielnie. Tak po prostu. Nie tyczy się to co prawda dzieci faktycznie małych, takich jak moi współtowarzysze z domu dziecka. Średnio, gdy osiągnie się lat naście można żyć na własną rękę. Ja mam piętnaście. Ciapka również ma piętnaście. Jesteśmy jedynymi nastolatkami w naszej ochronce. Nie pozwolono nam żyć samodzielnie. Rozumiecie teraz mą irytację?

Dokładnie nie wiem, dlaczego władze mają do nas obiekcje. Jest to równie wielka tajemnica, jak zabranie Kasydy, która swoją drogą także była nastolatką. Nikt nie zamierza zdać nam sprawy, dlaczego ciągle musimy tu tkwić. W pewien sposób stanowimy zagadkę nawet dla samych siebie.


Dzieciaki mega się cieszyły. Tort nie jest bowiem czymś codziennym. I mówię to, myśląc o wszystkich petszopach - śmiem powątpiewać, że są takie, które codziennie dogadzają sobie tortem. Chyba że mówimy o cukiernikach - tacy to dopiero mogą sobie pożyć! Ale wracając do sprawy. Tortów było trzy: jeden koloru różowego, doprawdy wyśmienity, o smaku owoców leśnych, dla starszych, drugi kremowy na bazie truskawek, dla nieco młodszych, i trzeci, którego konsystencji za dobrze nie pamiętam. Dwa pierwsze widoczne są doskonale na powyższej fotografii.

Zastanawiacie się być może, dlaczego osobny tort był dla starszych i osobny dla młodszych. Nie? Dla mnie było to zastanawiające, bowiem słyszałam o rozmaitych podziałach, ale nigdy o uszy mi się nie obiło nawet, że przy jedzeniu tortów trzeba spełniać jakieś specjalne wymagania wiekowe. Spytałam więc Bayley. Pani Bayley - formalnie rzecz biorąc jest to moja opiekunka, powinnam się zatem wypowiadać o niej z szacunkiem (zdradzę Wam jednak, iż prywatnie jesteśmy na "ty"). No więc pytam się pani Bayley, o co chodzi z podziałem tortów. Odpowiedź była zaskakująco banalna. Okazało się, że jedna z najmłodszych dziewczynek, Kołtunka albo Slow - teraz nie pamiętam - ma poważne uczulenie na któryś ze składników zawierający się w torcie dla starszych. Ażeby uniknąć szarpaniny wśród dzieci oraz kłótni o to, kto który tort będzie mógł spożyć, ustalili czysto dyplomatyczny podział. Trafny, moim zdaniem.


Wspomniałam także o trzecim torcie. Muszę przyznać, iż nie mam pojęcia do czego był on przeznaczony, gdyż nie pamiętam, by ktokolwiek go jadł. Mówiłam również, że jego smak, a raczej jego opis, skrył się bezpowrotnie w najciemniejszym zakamarku mojej pamięci. Jest to pewien tort-zagadka. Wydaje mi się wszakże, gdy tak na niego patrzę, że był on smaku borówkowego. Borówka amerykańska, tak definitywnie mi to wygląda na borówkę amerykańską. Do tego lukier cytrynowy - powątpiewam, że było to dobre połączenie. Może dlatego nic o nim nie pamiętam? Czyżby był na tyle obrzydliwy, iż nie został nam w pełni podany? Nie wiem. Widzę jednak świeczkę - może posłużył jako rodzaj prezentu urodzinowego dla Beilim?


Tutaj dla porównania macie nasz ogólnodostępny tort starszych. Przypuszczam, iż był on zamówiony u pani Jubili (#3077). Właścicielka Wam o niej opowiadała? Wydaje mi się, że nie. Szkoda. Pani Jubili to doprawdy złota kobieta. Niegdyś prowadziła wyśmienitą kawiarenkę w naszych poczciwych Petkowicach. Była ona jedynym tak naprawdę punktem spotkań towarzyskich. Pani Jubili zawsze miała tłumy. Wszyscy obywatele miasta ciągnęli do niej, gdyż tam zawsze można było spotkać kogoś znajomego, a przy tym bardzo dobrze zjeść. Na słodko oczywiście. Teraz kawiarenki u pani Jubili już nie ma. Zamknęła się. Dużo ostatnimi czasu się pozamykało. Nie wiem, gdzie teraz zamówilibyśmy podobny tort dla Beilim.


Zatwardziali miłośnicy LPSTube być może kojarzą Beilim My z niedokończonego serialu Właścicielki - "Power Of Amber". Grała tam ona pomocnicę (białogłówkę) słowiańskiej Mokoszy - Lawendę. Szczerze mówiąc za bardzo nie interesuję się kinematografią, toteż nie jestem na bieżąco z nowinkami filmowymi Petkowic. Mogę Wam jednak powiedzieć, iż obejrzałam jeden, czy dwa odcinki POA z Beilim w obsadzie i stwierdzam, że rola nadana jej w serialu dogłębnie ją opisuje. Beilim jest jedną z tych "najmniej denerwujących", spokojnych LPS. Rzekłabym, że czasami za spokojnych... No właśnie. Z rówieśnikami czasami trzeba krótko - nie można spokojnie - bo po jakimś czasie wejdą ci na głowę. Taki błąd właśnie notorycznie popełnia Beilim - nie umie brać innych "krótko", jest po prostu za kochana.

W dniu swoich urodzin była szczęśliwa. Takie przynajmniej odnosiłam wrażenie. Nareszcie poświęcono jej 100% uwagi, które, wedle mojej oceny, bardzo jej się należało (mówiłam chyba, iż jest to najmilsze dziecko pod słońcem?). Śpiewaliśmy jej "Sto lat" zjednoczeni jak nigdy. Pierwszy i ostatni raz w naszej ochronce obchodził ktoś urodziny tak hucznie. Kogoś może zastanawiać, dlaczego Beilim została tak wyróżniona. Choć według mnie jest ona przeurocza i kochana, i definitywnie zasługuje na takową fiestę, myślę, iż tu nie chodziło nawet o jej urodziny. Wydarzenie to było po prostu dobrą i blisko terminową okazją na zamówienie tortów i rozruszanie znudzonych prozą życia podopiecznych.


Od lewej: Malinka, Cytrynka, Holiday, Pomarańczka oraz Mini Królik. Oni to potrafią być głośni... Bayley i Choki (#1043) mają z nimi dużo zachodu. Wtedy, podczas tej uczty, pomagała im jeszcze Lucky (#1043)... To młodsza Siostra Choki. Galaxis mi coś podszeptuje, że słyszeliście o Lucky. Doprawdy? Zgadza się, jest to dziewczyna Rudego. Albo była dziewczyną Rudego...? Nie mam pojęcia. Ich relacja miała wiele wzlotów i upadków ostatnimi czasy, także myślę, iż oni sami nie do końca wiedzą na czym stoją.

Hmm, wydaje mi  się, że opowiedziałam Wam wszystko, co mogłam. Mam nadzieję, iż w niedalekiej przyszłości znowu się spotkamy.
~Levoly♥

Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy,
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy,
Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy,
Ważnych jest kilka tych chwil.


Zakończenie nieco nietypowe, ale jakoś ta piosenka mi tutaj pasuje, nie wiem czemu. Ostatnio ciągle chodzi mi po głowie, haha. Wiem, że niepotrzebnie wstawiam do niej adnotację, gdyż z pewnością każdy zna ją doskonale, ale zalecam przesłuchanie jej w tym momencie.

Heh, post ten razem z Levoly pisałyśmy dwa dni. Gdy byłam młodsza, nie umiałam zacząć posta i tego samego dnia go nie wstawić. Mam tutaj na myśli moje same początki bloga. Aktualnie bardzo lubię posiedzieć dłużej nad wpisem; można się zastanowić, przemyśleć sformułowania i ogólnie dopiąć wszystko na ostatni guzik. Tym bardziej, gdy się pisze z towarzyszem, dzisiaj raczej z towarzyszką. Ach, Levoly!

Wiem, że miałam opisać, jak czyszczę figurki (tak, chodzi o Twój komentarz, Foto ;D), natomiast przyszła mi nagła fala inspiracji na notkę w tym stylu. Niby stare zdjęcia, ale jednocześnie plotki z mojego świata LPS, haha. Opowiedzieć Wam krótką historię? Gdy moja najlepsza przyjaciółka również zbierała Petshopki, a było to właśnie koło 2015, często dzwoniłyśmy do siebie i rozmowę zaczynałyśmy następująco "Cześć, masz jakieś nowe plotki ze swojego miasta LPS?".  Jeżeli odpowiedź była twierdząca, opowiadałyśmy sobie, co takiego ciekawego działo się ostatnio u naszych Littlest'ów. Powiem Wam ponadto, że nasze miasta były ściśle ze sobą powiązane i zaprzyjaźnione. Znaczące osoby jej plotek, nieraz występowały również w moich. Gdy długo się nie widziałyśmy natomiast (czyli w np. ferie, bo wtedy chodziłyśmy razem do klasy, no i oczywiście mieszkałyśmy w jednym kraju...), nasze zwierzaki rozmawiały ze sobą przez Skype! Haha, tak mi się przypomniało po zastosowaniu frazy "plotki z mojego świata LPS". Naprawdę sympatyczne doświadczenie, polecam każdemu ;---------)

To chyba czas na pożegnanie. Nie na długo rzecz jasna! Ostatnio mam pełno pomysłów na posty i bardzo bym chciała je wszystkie zrealizować. Szkoda tylko, że na zewnątrz taka nieciekawa sytuacja, bo z ogromną chęcią zrobiłabym jakąś sesję w plenerze. Cóż. Zostań w domu i przeczekamy.

Do napisania,
no i cześć!
~Galaxis

czwartek, 19 marca 2020

59) Liczby i walka z nawykami

Yym, hej?
Nie było mnie prawie dwa lata, także zwykłe "hej" nie wydaje się być odpowiednim słowem.

Co teraz?

Naprawdę nie wiem, jak zacząć. Dużo się pozmieniało. Aktualnie mam 16 lat, jestem w wieku, w którym zawsze marzyłam być. Jestem w liceum. Miałam wielkie oczekiwania, co do tego okresu w moim życiu. Haha, zapewne to przez film "16 życzeń" z Debby Ryan, którą swoją drogą kiedyś uwielbiałam. Wchodząc w LPS'owy świat miałam zaledwie 10 lat. Rok 2014. Pierwszy blog wystartował już rok później. Można pomyśleć, że nadszedł czas, że już wyrosłam. Koniec. Mając 16 lat doszłam do pewnego deadline'u, z którego nie sposób się ruszyć.

Istnieją ludzie (nie wszyscy), którzy osiągając pewien wiek dla samej zasady, by dać manifest swojego wewnętrznego "dorosłego" ja, porzucają LPS. Wstydzą się ich. Jednak istnieją także ludzie, którzy po osiągnięciu pewnego wieku, wieku x, dajmy na to, zaczynają mieć wszystkich totalnie gdzieś. To właśnie ja. Kanał GalaxisLPS zamknęłam, gdyż bałam się, iż ktoś odkryje moją pasję. Byłam wręcz przerażona. Mój strach był wszakże uzasadniony. Opowiadałam Wam niegdyś o pamiętnej lekcji polskiego. Niby 'dawno i nieprawda', ale jednak gryzie duszę. Przynajmniej gryzło.

Reasumując moją wypowiedź - co z LPS? Dalej je zbieram. Dalej zabieram je na wszelkie wyjazdy. Dalej je kocham. Potrzebowałam jednak drobnej przerwy. Nie. Wróć. Wcale jej nie potrzebowałam. Potrzebowało jej moje otoczenie. Nie mam jednak na myśli ludzi, ale "otoczenie" w najprawdziwszym jego słowa znaczeniu, pewną sferę metafizyczną, zespół oddziaływań i czynników zewnętrznych.

Nie wiem, czy rozumiecie. Nie odeszłam, bo tego potrzebowałam, żałuję, że mnie nie było, ale tak już po prostu wyszło. Rok 2019 mogę określić mianem najgorszego roku wszech czasów. Niestety nie tylko ja. Poza tym, iż w tym właśnie roku miałam egzaminy, które aktualnie wydają się być równie nieistotne jak piasek w Waszym lewym bucie, moje życie prywatne zaczęło się walić. Tym oto sposobem z euforii ostatnich miesięcy 2018, przeszłam w stan wręcz obrzydliwy.

Być może zastanawiacie się, czym też zajmowałam się, gdy nie wykazywałam żadnej aktywności, być może nie. I tak Wam powiem. Zainteresowałam się fotografią. "Przecież ty zawsze fotografowałaś LPS!". To prawda, temat zdjęć od zawsze mnie pociągał. W ubiegłym roku postanowiłam jednak ugryźć go nieco profesjonalniej, bo wiecie - moje wcześniejsze fotografie w głównej mierze zależały od przypadku. Z jednej strony wydaje mi się, iż jest to bardzo dobre, z drugiej - przydałoby się trochę podszkolić. Nie wiem, jak to się stało, ale zainteresowałam się fotografią mody. Potem samą modą.

Dlaczego wracam? Myślę, iż Ci, co są ze mną od dawna, mogli zauważyć, iż posiadam dwa problemy: brak regularności oraz nadmierny sentymentalizm. Co do regularności - uwielbiam spontaniczność. Nie potrafię planować. Planowanie dnia sprawia, że czuję się wręcz żałośnie, pozbawiając mój dzień możliwości przypadku. Cecha ta sprawia jednak, iż nie potrafię zabawić dłużej na danej platformie - konsekwencje mojej spontaniczności poniosłam na każdym kanale, który kiedykolwiek założyłam, każdym blogu i instagramie. Rozumiecie? Jestem bardzo niekonsekwentna. Oddaję moje życie przypadkowi.

Gloryfikacja przeszłości. Bardzo lubię odnosić się do tego, co było lecz jednocześnie przeszłość mnie przeraża. Nie boję się teraźniejszości, nie boję się przyszłości - boję się przeszłości. Nienawidzę zlepku słów "już nigdy". Przeraża mnie fakt, przeraża, a za razem dołuje, fakt że niektóre chwile już nigdy nie wrócą. Potrafię rozpłakać się, iż aktualnie nie jest 2006 rok, a ja nie jestem szczęśliwą trzynastolatką. Możecie mieć to za głupie, gdyż jest to faktycznie głupie, ale jestem chorobliwie sentymentalna. Myślę, iż jest to jeden z głównych powodów, dlaczego nie umiem przekonać się do G4/G5, choć są już na rynko od ponad pięciu lat. Nie chcę odejść od G2, odejść od przeszłości.

Wszakże nie odpowiedziałam na pytanie - dlaczego wracam? Bo chcę. Ostatnio kontemplowałam odrobinę nad moim życiem. Oczywiście była to kontemplacja oczami sentymentalisty. Bynajmniej do czasu... Rozmyślałam, jak ja żałuję, że nie mam już 14 lat, że nie piszę bloga, że nie nagrywam na YT, nie jestem członkinią tej społeczności, Petshopom poświęcam coraz mniej czasu. I wtedy coś mnie tchnęło. Skoro kochałam to, dlaczego mam tego nie robić? Co mi da płakanie nad rozlanym mlekiem, gdy można wziąć się do działania?

Postanowiłam nie czcić przeszłości i żyć teraźniejszością. Choć w moich postach zapewne dalej będę umieszczać wiele odnośników do przeszłości, to jest akurat nieuniknione. Jednak mogę wspominać, o tym co było, będąc w pełni świadoma, że ja nie BYŁAM lecz JESTEM.

Heh, miałam opisać Wam, jak czyszczę moje Littlest'y, tymczasem post ten przerodził się w swego rodzaju traktat filozoficzny.

Przepraszam, jeżeli Was zanudziłam, natomiast wydaje mi się, iż to po prostu musiało wyjść ze mnie. Obiecuję, że następne wpisy będą bardziej bezpośrednio tyczyć się LPS :------)


W ramach rekompensaty, powyżej macie fragment mojej kolekcji. Nie są to wszystkie posiadane przeze mnie zwierzaki, jednakże, tak jak pisałam, aktualnie jestem w stanie epickiego czyszczenia  i panuje u mnie lekki rozgardiasz. Po dokładnym umyciu wszystkich figurek planuję nagrać coś, o czym zawsze marzyłam. My Littlest Pet Shop Collection. Kiedyś poprzysięgłam sobie, że ażeby oddać hołd SuzanieGinger pierwszy taki film nagram mając +300 LPS, a drugi mając +800, tak jak Iga. Teraz mam około 400 zwierzątek. Najwyższy czas.

Skoro już mowa o SuzanieGinger - kupiłam od niej Petshopa. Tylko jednego, wszak był on bardzo drogi. Iga jest jedynym kolekcjonerem (byłym kolekcjonerem*), jakiemu ufam, w sensie wiem, że nie sprzedałaby podróbki, a LPS, którego kupiłam, jest bardzo chętnie przez Chińczyków podrabiany. Zakupu dokonałam niedawno, zatem jak przyjdzie, podzielę się z Wami radosną nowiną :)

Nie wiem, czy ktokolwiek chce mnie jeszcze czytać, nie wiem, czy ktokolwiek tu został, natomiast chciałabym jakoś zrekompensować moją nieobecność lecz nie mam pojęcia jak. Może kiedyś obiecałam posta, którego nigdy nie zrealizowałam? Może chcecie usłyszeć o czymś konkretnym? Możecie śmiało dać znać w komentarzu!

Reaktywacja.
~Galaxis

piątek, 24 sierpnia 2018

58) [PORADNIK] Jak odróżnić podróbkę LPS od oryginału kupując przez internet?

Hej :3
Po drugiej stronie monitora zasiada Wasza GalaxisLPS, a tym razem do blogosfery wpadam z postem o podróbkach. I tak; wiem, wiem i jeszcze raz wiem, iż podobnych wpisów w necie można znaleźć setki, phi, tysiące! Natomiast ja jako kolekcjoner, no i oczywiście bloger, czuję się wręcz w obowiązku uświadamiać, chociażby tych nowicjuszy, o realnym zagrożeniu jakie stwarzają chińskie, z roku na rok coraz bardziej wiarygodne, podróbki. Uważam, że każdy kto siedzi w temacie Littlest Pet Shop powinien znać podstawową charakterystykę fake'ów, dzięki której zmniejszy swoje prawdopodobieństwo na stanie się ofiarą oszustwa.

*sorry, że zrobiłam z ciebie dziewczynę, Zeus*

Post ten będzie podzielony na kilka części, w których omówimy sobie po kolei, na co należy zwrócić szczególną uwagę podczas dokonywania zakupu LPS za pomocą internetu.

Nie będę zatem przedłużać na wstępie, dlatego, moi Kochani, zacznijmy więc!

[1.] OGŁOSZENIA/AUKCJE
Logicznie byłoby rozpocząć nasz poradnik od uświadomienia Wam, na jakie rodzaje sprzedaży nie warto nawet patrzeć. Zapamiętajcie to sobie do końca Waszego żywota - nigdy, ale to NIGDY nie kupujcie, ani nawet nie wchodźcie, bo naprawdę szkoda czasu, na ogłoszenia, na których ikonce widnieje Petek na kolorowym bądź białym lub czarnym, jednostajnym tle.
↓↓↓↓↓↓↓↓


Widzicie te trzy koteczki z Pruszkowa? O nich właśnie mowa. Wyglądają, jak gdyby ktoś wyciął je z jakiegoś zdjęcia i w Paint'cie wkleił na białe tło. Masakra. Strońcie z daleka od podobnych szatanów.

Istnieje jeszcze druga sprawa, jednakże ona jest raczej tylko moim prywatnym fetyszem - mianowicie - osobiście cykam się kupować LPS z wyróżnionych ogłoszeń. Dlaczego? Patrzcieno na to:
↓↓↓↓↓↓↓↓



Jakimś wyjątkowo dziwnym trafem większość z nich, oferuje nam pogardliwe, chińskie podróby. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie.

[2.] MIEJSCE WYSYŁKI
Drugą rzeczą, na którą trzeba zwrócić uwagę jest miejsce wysyłki, a tak właściwie to jej kraj. Jeżeli sprzedawca informuje nas, iż Petek, którego chcemy zamówić, będzie szedł przez ponad miesiąc, gdyż sprowadzony jest on z Chin, należy jak najszybciej anulować zakup. Nikomu chyba nie muszę tłumaczyć, iż Chiny są państwem chlubiącym się w aktywnym wyrobie wszelkiego rodzaju fake'ów - i nie mówię tu tylko o Littlest Pet Shop! - które są oczywiście o wiele, wiele tańsze, co daje możliwość zarobienia ładnej sumki pewnym nieuczciwym cwaniakom. Pamiętajmy, iż handel podróbkami na terenie naszego kraju jest nielegalny



Ale zaraz, jaki problem stanowi zamówienie kartonu LPS'kowej chińszczyzny, a następnie rozprowadzanie jego zawartości za pomocą serwisów takich jak np. OLX? Żaden, żaden problem, Kochani! Dlatego też miejmy się na baczności.

[3.] FIRMA I STAN
Zapewne nieraz buszując po stronkach aukcjowych, znaleźliście ogłoszenia, między innymi z LPS POP, które wystawiła firma. W 2007 może nie byłby to zły znak, jakoż w owym czasie Pet Shop'y z generacji drugiej były powszechnie produkowane oraz, co najważniejsze, dostępne w sklepach. No właśnie. Zastanówcie się, skąd te wszystkie korporacje miałyby brać tyle sztuk już zatarasowanych LPS? Nie sądzę, aby w swych szeregach posiadały one takiego Wróżbitę Macieja, który dziesięć lat temu przepowiedziałby im, że na Petkach w przyszłości dało się będzie nieźle zarobić.


Skoro już powyżej zamieściłam zdjęcie ze słowem klucz, cóż, od razu przejdę do zagadnienia numer dwa - stan. Użyjmy tutaj ponownie naszych mózgów oraz pokierujmy się piękną umiejętnością zwaną logiką; skąd, u licha, tak liczne grupy sprzedawców brałyby setki już nieprodukowanych figurek? Skąd? Czyżby moja teoria z Wróżbitą Maciejem się sprawdziła? ALEŻ NIE. Jeżeli nie chcecie by Wasze pieniążki wpadły w błoto, polecam zainwestować w używane figurkii ;)



✰✰✰✰✰✰✰



Dobra, powyższe podpunkty prawią o analizie ogłoszenia - przyszedł czas na analizę samego Pet Shop'a!

[4.] GŁÓWKA
Pierwsze, co musicie zrobić by Wasza analiza przebiegła prawidłowo to wyszukać w internecie jpg LPS'a, którego kupnem jesteście zainteresowani i porównać go z przedmiotem obserwowanej aukcji.

                                     FAKE                                                                   ORIGINAL

Widzicie różnicę? Nie trzeba być znawcą, by zaczęła ona wręcz boleć w oczy - zaczniemy sobie nasz ogląd właśnie od nich, gdyż oczy są nie tylko zwierciadłem duszy, ale także zwierciadłem oryginalności. U podróbki możemy zaobserwować, iż są one, jakby to opisać, naprasowane, nie namalowane. Ich faktura prezentuje się o stokroć gorzej od autentyka, poza tym, zwróćcie uwagę na rzęsy, są one o wiele bardziej poziome i ogółem ciupinkę chudsze. Pyszczek - u oryginała jest on widocznie bardziej zarysowany oraz lekko zadarty w górę. Rzeźbienia pod oczkami robią wrażenie prawdziwej skóry normalnego, najedzonego kota - fake natomiast jest trochę wychudzony. Sama w sobie głowa autentyka idzie bardziej w prostokąt, gdy głowa chińszczyzny idzie w owal.

[5.] SZYJKA
Szyjka jest chyba najważniejszą częścią Pet Shop'a; pozwala mu ona ruszać główką oraz, naturalnie, ją podtrzymuje. Pokuszę się o stwierdzenie, iż jest z nią jak z Coca-Colą - nikt nie wie jak ją dokładnie podrobić, nikt nie zna 'przepisu', jednakże każdy się stara i każdemu wychodzi co innego. Szyjka podróbki różni się od oryginału, gdyż inne korpo nie znają "przepisu", dlatego też tak ważne jest by podczas dokonywania zakupów poprosić o jej zdjęcie.


Nie tak dawno temu wśród kolekcjonerów pojawiła się teoria, mówiąca, że wszystkie LPS z białymi rurkami to chiniole. Fakt; podróbki praktycznie zawsze posiadają ją białą, jednakże zaobserwowałam podobne zjawisko u kilku moich Pet Shop'ów, które jeszcze zdążyłam zakupić w sklepie. W każdym razie; lepiej, gdy widzimy, że figurka posiada przezroczystą rurkę - przynajmniej czujemy się wtedy bezpieczniej. Jeszcze jednym szczegółem, który nie może, nie ma prawa ujść naszej uwadze jest to kółeczko na głowie znajdujące się dookoła szyjki. Fake'i mają je dużo bardziej 'oszlifowane'. W tym wypadku najlepiej postąpić tak jak w poprzednim podpunkcie - wyszukać w necie fotkę szyjki oryginału oraz porównać ją z szyjką potencjalnie kupowanego LPS.

[6.] ŁAPKI
Na sam koniec zajmiemy się łapkami. Nie ukrywam, iż jest to chyba najprostsze zadanie, zwłaszcza, gdy Petek, którym jesteśmy zainteresowani autentycznie ma posiadać czerwony magnes - słyszałam, lecz mogą to być jedynie plotki, że nie da się go podrobić.


Dobra, a więc co należy zrobić aby dokonać analizy łapek? To samo co wcześniej - poszperać w sieci i dowiedzieć się lub znaleźć zdjęcie jak one powinny wyglądać; porównać ich kształt, rozmieszczenie oraz, oczywiście, czy znajduje się w nich magnes czy może dziurka, jak i w jakim stanie się on/ona prezentuje. I tutaj uwaga - niektóre LPS, dobrym przykładem jest #5, wyprodukowane są w różnych wariantach, to znaczy, istnieją w wersji z dziurką, magnesem szarym lub magnesem czerwonym. Niech to Was nie zmyli!


✰✰✰✰✰✰✰


UWAGA! JEŻELI NA OGŁOSZENIU, KTÓRYM JESTEŚCIE ZAINTERESOWANI SPRZEDAWCA NIE DODAŁ ZDJĘĆ SZYJKI LUB ŁAPEK, NAPISZCIE DO NIEGO I OSOBIŚCIE O NIE POPROŚCIE! W WYPADKU, GDYBY ZACZĄŁ ROBIĆ JAKIEKOLWIEK PROBLEMY ZACZNIJCIE COŚ PODEJRZEWAĆ!!




✰✰✰✰✰✰✰



Oki, to byłoby na tyle jeśli chodzi o nasz słodki poradnik. Przyszedł czas na drobne wyjaśnienia. Ekhehem! Zrealizowałam ten post między innymi z myślą o pewnym Panu, który kilka dni wstecz poprosił mnie o rady na temat kupna LPS, gdyż chciał sprezentować je swej córce. Z racji, iż coraz to więcej osób pisze do mnie z podobnymi prośbami, pomyślałam, że fajnie by było od razu wrzucić coś takiego na bloga, a nie wypisywać Pet Shop'ową litanię każdemu z osobna. To jest wiedza, która powinna być ogólnodostępna. Btw, planuję na moim blogu stworzyć zakładkę "wzorce oryginałów", gdzie znaleźć będziecie mogli dokładne fotki popów i unikatów, z którymi będziecie mogli porównywać LPS z aukcji oraz ogłoszeń. Mam szczerą nadzieję, iż pomysł wypali, a zakładka oszczędzi Wam trudu szukania :)

Dzisiejszy post jest bardziej zwięzły, bardzie oficjalny, gdyż, tak jak wspominałam, nosi on charakter poradnika, a poradniki muszą być konkretne i na temat. Zanim jednak całkowicie zakończę ową nocię powiem, iż aktualnie idzie do mnie pięć Petshopów, jednakże jakie dowiecie się w przyszłych wpisach. Przysięgam, że będą one (że LPS) genialne <3

Moi Kochani, najwyższy czas na pożegnanie.

Bądźcie zdrów,
zdobywajcie przyjaciół,
do zobaczenia
no i cześśśśśśśśśśśśśśśśśśs ^.^
~GalaxisLPS

piątek, 10 sierpnia 2018

57) Aberracja zagraniczna

~Boa tarde wszystkim!
Z tej strony naturalnie Wasza GalaxisLPS!

Dzisiaj, korzystając z okazji, że moi znajomi znajdują się ponad sto kilometrów ode mnie (nie mam zatem co robić :/), opowiem Wam o moim dwutygodniowym pobycie w Portugalii. Ale chwila, przecież jest to blogier o LPS! Dobra, w takim razie, moi kochani, o owej fantastycznej podróży opowiedzą Wam jej uczestnicy; Karmel, Liza, Tomasz, Alya oraz Adrien.


Adrien: Towarzysze, pozwolicie, że zacznę!
Liza: Dlaczego niby ty masz zacząć? (-.-)
Adrien: Bo jestem, jakbyś nie zauważyła, najstarszy!
Alya: Tomasz to taka cicha istota, może niech on czyni honory? (^.^)
Tomasz: Jeszcze czego!! (-_-)
Liza: A ty jak myślisz Karmel?
Karmel: Ja się nie wtrącam.
Adrien: Czyli ustalone - ja przejmuję pałeczkę!
Liza: Nie w tym życiu!!
Adrien: Ale...
Galaxis: Mordaaaaaa!
*cisza*
Galaxis: Dziękuję. Idźcie po kolei. I żadnych "ale".

Karmel: Yyym, hej? Rozpocznę może naszą historię od dnia 13 czerwca, czyli od dnia wylotu. Choć samolot był dopiero na godzinę bodajże 18:00, nasza Właścicielka tego oto dnia nie poszła do szkoły, ale za to musiała nas wszystkich przyszykować oraz ogółem doprowadzić pakowanie do porządku. Ojej, pamiętam to doskonale - tego dnia stałam sobie, zresztą jak zwykle, na półce oraz w najlepsze gawędziłam z moimi przyjaciółkami - Chloe i Lío - aż tu nagle, Galaxis zdjęła mnie z półki i powiedziała "Lecisz ze mną do Portugalii". Nawet nie wyobrażacie sobie, w jak wielkim byłam szoku!
Liza: Teraz ja! Pora na parę słówek o locie! A więc, ekhehem, był on... znośny. Nie jestem w stanie za dużo się o nim niestety wypowiedzieć, gdyż my, PetShop'y, spędziliśmy go w całości, będąc w kieszeni plecaka. Było ciemno, gorąco i niewygodnie. Ale cóż, to wszystko dla naszego bezpieczeństwa - nie wiem jak inni, natomiast ja nigdy w życiu nie chciałabym zgubić się na pokładzie jakiegoś tanialotu!
Tomasz: Muszę...? Ehh... No... w ogóle... było... super... Jej.
Alya: Dobra, Tomasz - oszczędzę ci tej męki pańskiej. W Lizbonie wylądowaliśmy około 22:00 czasu lokalnego. Z racji, iż nie byliśmy częścią wycieczki zorganizowanej, musieliśmy na własną rękę znaleźć sposób by dostać się do naszego motelu. I tak, w wielkim skrócie, wsiedliśmy do pobliskiego metra i ruszyliśmy przed siebie. Szczerze się tego nie spodziewałam, jednakże na miejscu dostaliśmy własny pokoik! ↓↓↓


Adrien: Punktem kulminacyjnym dnia następnego było wjechanie na górny poziom miasta za pomocą windy Santa Justa. ↓↓↓


Adrien: Na powyższym zdjęciu możecie zaobserwować cudowną, malowniczą panoramę stolicy Portugalii oraz naszą słodką Karmel.
Karmel: Ej!
Adrien: Przecież wiesz, iż się z tobą drażnię XD
Karmel: Ehh, macie tutaj zdjęcia widoczków ↓↓↓


Liza: Dalej udaliśmy się na sympatyczny spacerek. Było cholernie gorąco, a my przeszliśmy kawał drogi. Chwila, korekta; nasza Właścicielka przeszła kawał drogi. My tylko odpoczywaliśmy sobie w jej ręce bądź plecaku :3
Tomasz: Tego nie musiałaś dodawać - teraz pomyślą, że jesteśmy leniami...
Liza: Łooo, Tomek, odezwałeś się!!!!! :o
Tomasz: Zamknij ryj (-.-), a Wy popatrzcie na fajną fotkę ↓↓↓


Alya: Ta fotografia ci się podoba tylko, dlatego że jest na niej Karmel? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Tomasz: Po prostu jest ok!!!
Alya: Od zawsze Was shipowałam <3
Tomasz: Cicho bądź.


Adrien: Widzicie to fioletowe drzewo? ↑↑↑ To Jakaranda Mimozolistna (pt. jacarandá-mimoso), czyli tak zwane "drzewo Lizbony". Przebywając w stolicy praktycznie na każdym kroku możecie się na nią natknąć. To tropikalny gatunek drzewa, które pochodzi z Ameryki Południowej. Pierwotnie występowało tylko w Boliwii, Argentynie i Peru, jednak zostało....
Liza: Ej, ej, ej, a skąd ty to wszystko wiesz?
Adrien: W przeciwieństwie do ciebie interesuję się wieloma rzeczami.
Liza: Dawaj linka do strony, z której to skopiowałeś.


Karmel: Tutaj macie moje pierwsze wspólne zdjęcie z siostrą ↑↑↑ Od zawsze z Alyą mieszkałyśmy dość daleko, nasi rodzice bowiem się rozwiedli, nie miałyśmy więc jak za dzieciaka razem się sfotografować.
Alya: Dobra, to jest nieważne... Wiecie, ile w Lizbonie jest fontann?! Omg! Z tego co udało mi się ustalić po rozmowie z Carmen, na stówę jest ich mniej niż w Rzymie, natomiast ich ilość i tak mnie zachwyca. Do tej pory najodleglejsze miejsce, w którym byłam to Bydgoszcz, a biorąc pod uwagę, że mieszkam w Gliwicach, to kawałek lecz nie to co Lisboa! Przepraszam Was za moją podjarkę...


Alya: Spójrzcie w górę ↑↑↑ Czy oni razem nie wyglądają przeprzesłodko? ^^ Wśród wszystkich zdjęć z tego wyjazdu dość często możemy natrafić na takie tego typu. Karmel i Tomasz to ship życia!!
Tomasz: Alya, do cholery!!!
Alya: Hi hi <3

Adrien: Przyjaciele, zboczyliśmy chyba trochę z tematu i uczyniliśmy ten post niezwykle chaotyczny.
Liza: Galaxuś, nie bij, hi hi ♥


Liza: W Lizbonie nie zabawiliśmy zbyt długo, chyba tak z pięć dni, nie więcej. Następnie udaliśmy się autokarem do Fátimy, jednakże o tym opowiemy za chwileczkę. A tak swoją drogą, wiedzieliście, iż Portugalczycy "Fátima" wymawiają jakoś tak "faaaciyma"?
Tomasz: Bardzo interesujące.
Liza: Teraz ty się zamknij, Tomuś!

Alya: Pewnego wieczoru nasza właścicielka wzięła tylko mnie i Karmel, i w trzy udałyśmy się na olśniewającą sesję zdjęciową! ↓↓↓


Karmel: Mam wątpliwości, czy była ona faktycznie taka olśniewająca... Tylko te dwie fotki powyżej są faktycznie warte pokazania. Reszta to... ekhehem... ups, sorki, kłaczek...
Na pocieszenie pokażę Wam lizbońskie oceanarium ↓↓↓


Tomasz: Ehh... Dzień po owej seszyn-profeszyn wszyscy udaliśmy się pociągiem do Belém, czyli do najsłynniejszej dzielnicy Lizbony. Słynie ona między innymi z Klasztoru Hieronimitów, Torre de Belém oraz ciasteczek - Pastéis de Belém.


Adrien: Oto i nasza wspólna focia w klasztorze!
Liza: Wspólna? Mnie tu nie ma :/
Adrien: Oj tam, czepiasz się!


Alya: Teraz Wam trochę pospamimy zdjęciami, buhahahaha! Nie ukrywam, iż na większości jestem na pierwszym planie^^


Adrien: Osobiście mega się zakochałem w dwóch powyższych zdjęciach! ↑↑↑ Jest to swego rodzaju zbieg dwóch różnych światów - szesnastowiecznej Portugalii oraz naszej współczesnej kotki, Alya'i. Uważam, iż ten kontrast jest niesamowity!
Liza: Adrien, słuchaj; gdybyś był Simem, to z pewnością w The Sims 3 otrzymałbyś cechę "łatwo się zachwyca" XD
Adrien: ... (kropki nienawiści)


Karmel: Gdy nasza Właścicielka robiła to zdjęcie ↑↑↑, heh, Niemcy przechodzący nieopodal bacznie się temu przyglądali. Nie był to jednak wzrok; "omg, jakie dziecko", natomiast naprawdę sympatyczne spojrzenie. Być może w Polsce natrafiliśmy po prostu na złych ludzi, jednakże na terenie naszego kraju spojrzenia innych mówią; "żal.pl".


Alya: Teraz czas na chwilę sławy w wykonaniu Adriena! Swoją drogę, wiedzieliście o tym, iż w naszym mieście jest on modelem? Kurczę, wszystkie laski za nim szaleją... Cii, jak coś to nic Wam nie powiedziałam ;]
Karmel: Była to już ostatnia focia z klasztoru!

Liza: Teraz czas na Pastéis de Belém!!!! ↓↓↓


Adrien: Liza, ty grubasie XD

Alya: Okyyy, teraz zaprezentujemy Wam coś, co odmieni Wasze dotychczasowe życie, sprawi, że zaczniecie postrzegać świat w zupełnie inny sposób, sprzedacie majątek i uciekniecie w Bieszczady...
Karmel: ???
Alya: Przygotujcie się na sesję zdjęciową Tomasza!! (serio, to rzadkość)


Tomasz: Jedyne co powiem to to, że woda z tej fontanny śmierdziała niemiłosiernie... Tfu.
Adrien: Dobry model wszystko przecierpi ^*^


Tomasz: Tak to śmierdziadło (?) wyglądało z daleka ↑↑↑
Karmel: Natomiast w tle ukazuje się nam także nasz klasztor św. Hieronima ;)

Liza: Myśleliście, że to koniec Tomasza w roli głównej? Nie, nie, nie! Jesteście w przeogromnym błędzie! Patrzcie jakie cuda wyprawiał przed Pomnikiem Odkrywców!


Alya: Kurde, Tomasz, jaki seksiak XDDDDDDDDD
Tomasz: Jak udostępnicie to w internecie, to Was wszystkich pozabijam!!!
Alya: Tomuś, spokojnie - tego bloga czytają sami swoi ;3
Tomasz: Ghrh...


Liza: Dobrze, spójrzcie w górę ↑↑↑ a zobaczycie nieco bardziej ogarnięte zdjęcie naszego dziwnego kolegi.
Tomasz: Dlaczego dziwnego??!!
Liza: Bo tak ʕ•ᴥ•ʔ
Karmel: Ekhehem, w tle znajduje się Pomnik Odkrywców (pt. Padrão dos Descobrimentos), który ma za zadanie upamiętniać erę wielkich odkryć geograficznych. Wyrzeźbione zostały na nim ważne postacie jak np. Vasco da Gama, Ferdynand Magellan czy Bartolomeu Dias.


Adrien: Tutaj zaś widzimy rzekę Tag ↑↑↑

Alya: Za chwilę pokażemy Wam nasze mizerne fotografie z Torre de Belém, jednakże zanim, opowiem Wam historię życia. Torre de Belém to nic innego jak Wieża Belém - słowo "torre" oznacza tu "wieża". Niestety Galaxis nie strzeliła jej fotki, dlatego jeżeli jesteście zainteresowani wyglądem Torre de Belém, zapraszam tutaj. Okk, wreszcie mogę przejść do sedna. Wiecie, ile czekaliśmy na wejście do owej wierzy? Trududu, bęben proszę... dwie godziny! Normalnie żal.pt! Nasza Właścicielka w tym czasie mega się spaliła, natomiast my umieraliśmy z ciepła w jej plecaku. Nie polecam. Tym bardziej, że w środku Wieży Belém nie ma nic, ale to nic interesującego! Ehh, zgadlibyście, iż została ona wpisana na Światową Listę Zabytków UNESCO? Ja nigdy.


Tomasz: Boże, Karmel, ty tak ładnie wychodzisz na zdjęciach...
Liza: ♥♥♥


Adrien: Widok z góry na Lizbonę ↑↑↑

Galaxis: Słuchajcie, teraz dajcie mi chwilkę. Pragnę opowiedzieć o miejscu, którego niestety nie mogliście zobaczyć.
Wszyscy: OKK.


Galaxis: A więc tak, następnego dnia po wycieczce do Belém udaliśmy się miejskim autobusem na przylądek Cabo da Roca, który, jak się okazuje, jest najdalej wysuniętym na zachód punktem stałego lądu Europy. Moje kochane LPS'ki oczywiście towarzyszyły mi w tej podróży, nie wyjmowałam ich jednak, gdyż na Cabo wiał tak niesamowicie silny wiatr, że samo w sobie utrzymanie telefonu stanowiło ogromną i godną podziwu sztukę. Ludzie normalnie się przewracali! Nigdy w życiu nie chciałabym stracić żadnego Petka przez akt mojej głupoty - zostawiłam więc moich podopiecznych w  bezpiecznym plecaku.


Galaxis: Widzicie ten olśniewająco-lazurowy kolor wody? Jest to moja ulubiona barwa! Piszę ten fragment właśnie będąc w niebieskiej, wakacyjnej sukieneczce ;)

Alya: Galxis, możemy już my???
Galaxis: Spoko, zwracam wam klawiaturę.


Karmel: Oczywiście na zakończenie dnia należało się udać na Pastéis <3 ↑↑↑
Tomasz: Liza naturalnie pierwsza do nich startuje XD

Adrien: W tym oto miejscu kończymy wycieczkę po stolicy. ALE nie kończymy posta! Do opisania została nam jeszcze Fátima oraz wybrzeże!
Alya: Woo hoo!

Karmel: Do Fátimy udaliśmy się autokarem, którego można określić "portugalskim polskim busem". Działał on bowiem na takiej samej, identycznej zasadzie jak polski bus. Droga zajęła, hmm, trzy godziny? Przepraszam Was bardzo, natomiast nie pamiętam.
Tomasz: Oszczędzając Wam szczegółów nudnej drogi - przejdźmy od razu do zdjęć!


Liza: Powyżej widzicie mnie oraz Alyę ↑↑↑
Alya: Jpg to zostało wykonane na praktycznie samym wejściu na Szlak Łucji..., tak to się nazywało?? Nie wiem, ale w każdym razie ogrody dookoła owego 'szlaku' były serio godne podziwu.


Adrien: Podczas naszej przechadzki było strasznie parnoooo! Naprawdę po dziś dzień kontempluję nad tym, jak udało nam się wrócić do hotelu bez udaru!


Tomasz: Gdy zagłębiliśmy się w ów ogród, natrafiliśmy na ścieżkę, która prowadziła nas praktycznie koło koron tutejszych drzew. Galaxis oczywiście postanowiła to wykorzystać i tak powyżej prezentuje się Wam fotografia promiennej Karmel. Światło na jej uszach wygląda dla mnie niczym niebiańska aureola...
Alya: Tomek, jaki rozpis, omygy!


Karmel: Heh, Tomasz, vice versa - teraz i ja muszę się Tobie odpłacić! Spójrzcie w górę ↑↑↑, nasz Tomeczek również został obfotografowany. Nie ukrywam, iż całkiem, całkiem przystojnie tu wyszedł... Całkiem, hehe...
Liza: ??

Adrien: To by były wszystkie zdjęcia z Fátimy, jakie jesteśmy w stanie Wam zaserwować. Teraz przeniesiemy się na wybrzeże. Jest ktoś chętny na opowiastkę o podróży?
Alya: Ja!
Adrien: Zatem klawiatura jest twoja.
Alya: Wyjazd z hotelu mieliśmy około godziny dziesiątej rano. Ponownie byliśmy zmuszeni, stety czy niestety, jechać portugalskim polskim busem, gdyż, powiedzmy to sobie szczerze, Fátima to dziura, a my potrzebowaliśmy dostać się do cywilizacji. Kiedy dojechaliśmy do Lizbony przesiedliśmy się na pociąg i tak tym oto środkiem lokomocji szczęśliwie dojechaliśmy do Faro, natomiast zaś tam wypożyczyliśmy auto, za którego pomocą znaleźliśmy się w naszym przedostatnim apartamentowcu, mieszczącym się w Porches.


Liza: Oto widok z naszego balkonu. Nie myślcie jednak, iż ten basen, te leżaki i to boisko należało do nas. Nie ma tak dobrze! Owe rzeczy były częścią pobliskiego hotelu, my mogliśmy tylko popatrzeć XD


Tomasz: Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - mieliśmy przynajmniej jako-taki widok na ocean.


Karmel: Zanim przejdziemy dalej, z dziewczynami musimy coś zareklamować! Oczka na fotkę, kochani! ↑↑↑
Liza: Powyższe żelki to kwintesencja smaku, coś niewyobrażalnego, pięknego, boskiego...
Alya: Ambrozja!
Liza: Dokładnie!
Karmel: Jeżeli jesteście aktualnie w Portugalii lub dopiero planujecie swoją podróż, gdy już tam się znajdziecie, szukajcie opakowań jak to powyższe, a nie pożałujecie.

Adrien: Na naszej najbliższej plaży było pełnooo muszel. Nie były one jednak tak malutkie, tak mizerne jak te, które możemy znaleźć nad ojczystym Bałtykiem, te muszle były to istne bydlaki!


Alya: Zajebiście dało się w nich chować!
Karmel: I tak cię wszyscy widzieli, sis :/


Liza: Tu nasz Adrianek wyszedł niczym młody bóg! Tylko jeszcze trójząb by mu do ręki wcisnąć i mielibyśmy naszego prywatnego, miastowego Neptuna!
Adrien: Jaki AdriAAAnek?!! AdriEEEEEEEEn!!!
Tomasz: ... spokojnie.

Karmel: Jak już reklamowałyśmy żelki, to teraz polecę Wam coś konkretniejszego, coś czego jeszcze w Polsce nigdy nie ujżałam. ↓↓↓


Karmel: Baby Lips Balm - widzieliście gdzieś kiedykolwiek takie dziwy? Ja nie.
Galaxis: W Anglii było tego pełno, ale to taki szczegół ;)

Tomasz: Dobra, koniec tego babskiego bredzenia, przechodzimy do zdjęć zrobionych podczas jednego ze spacerów!


Liza: Moim skromnym zdaniem powyższy jpg jest jednym z najbardziej udanych fotek z całego wyjazdu.
Tomasz: Zgadzam się w 97,057%.
Alya: A mi osobiście się nie podoba.


Karmel: Patrzcie jakie z nas złe siostry #gangsta. Ehh, gdyby nasza Właścicielka nie włożyła palca do obiektywu byłoby o niebo lepiej...
Liza: Life is brutal, skarbie.


Adrien: W sposób następujący prezentuje się nam plaia(pt), która znajdowała się mega blisko naszego skromnego apartamentowca. Powyżej dostrzec także można zapatrzonego Tomeczka. O czym albo raczej o kim myślisz, Tomku? O Karmel?
Tomasz: Cicho.


Liza: Jezus, Maria!!!! Tomasz wreszcie znalazł sobie dziewczynę!!! ↑↑↑
Alya: Pewnie o niej myślał wpatrując się w skały!!!
Adrien: Kiedy zapoznasz nas z twoją mew.., to znaczy dziewczyną?
Tomasz: Boże Święty, niby dorośli ludzie, a i tak zachowują się jak gówniarze...


Liza: Jeżeli macie niedosyt czystej słodyczy, rzućcie tylko okiem na Alyę oraz Adriena <3
Karmel: Liza, ty byś tylko wszystkich shipowała!
Liza: Złotko, całe gimnazjum grałam w Słodki Flirt - moje shipy zawsze, ale to zawsze się sprawdzają!!


Liza: Teraz aż chce mi się walnąć jakimś przesłodzonym, romantycznym cytatem rodem z tumblra, nie mam tylko pomysłu ;c
Adrien: Przypominam, iż my nie mieliśmy za zadanie opisywać zdjęcia, ale naszą portugalską przygodę.
Liza: Ej, co ty taki sztywny? -.-


Adrien: Ja osobiście pierwszy raz w życiu znalazłem się nad oceanem, ba, pierwszy raz w życiu byłem nad ludzką wodą! Nad morzem w naszych Petkowicach oczywiście bawiłem nieraz, natomiast, cóż, to zupełnie co innego; porównajcie sobie Ocean Atlantycki oraz... ehh, tego nawet nie da się opisać...


Karmel: Może wspomnę coś rodem z lekcji geografii :) Flora Portugalii jest niewątpliwie bardzo interesująca. Ze statystyk wynika, iż większość turystów przybywających do tego urokliwego kraju, woli nacieszyć się jego oszałamiającą roślinnością niż wygrzewać się godzinami na hotelowym basenie.
Liza: Przynudzaszzzz!!


Alya: Ej, zagramy w grę?
Tomasz: Jaką znowu grę?
Alya: "Nigdy wcześniej".
Adrien: O co w niej chodzi?
Alya: Mówimy czego nigdy wcześniej nie zrobiliśmy przed wyjazdem do PT.
Reszta: OKK.
Alya: Nigdy wcześniej nie dotknęłam klifu ↑↑↑


Karmel: Nigdy wcześniej nie byłam na żadnej plaży ↑↑↑


Liza: Nigdy wcześniej nie nosiłam sombrera (to ten kapelusz) ↑↑↑


Liza: Nigdy wcześniej także nie siedziałam w muszelce ↑↑↑

Tomasz: Dobra, skończmy to, gdyż jest to lekko dziwne.
Liza: Kolejny sztywniol -.-

Galaxis: Teraz przechodzimy do najlepszej części tego posta jak i najlepszej części całego wyjazdu! Pozwólcie, iż ja w tej chwili przejmę pałeczkę i oprowadzę naszych Czytelników po niesamowitej plaży surferów, jaką jest Praia De Amoreira!


Galaxis: Na fotografiach wygląda ona wielce niepozornie, jednakże musimy zwrócić uwagę na to, iż zawdzięczamy to wielu czynnikom. Po pierwsze; pogoda była do dupy. Po drugie; zdjęcia te wykonywał fotograf (czytaj: ja) niewprawiony w uwiecznianie piękna krajobrazu. Po trzecie; no.

Galaxis: Zaprezentuję Wam teraz jpg z Amoreiry, z których jestem serio bardzo zadowolona.


Alya: Ooo, Karmel jaki słodziaczek z Ciebie <3 Już się nie dziwię, czemu Tomuś na ciebie leci, hehe.
Tomasz: Zamknij mordę!


Liza: Achh, pamiętam to, jak gdyby wydarzyło się zaledwie wczoraj... Adrien musiał iść ze mną do wody, gdyż nagle dostałam ataku paniki i bałam się, że pomimo koła ratunkowego utopię się oraz skończę na dnie :') Miłe wspomnienie.
Adrien: Dla mnie nie takie miłe - musiałem cię uspokajać i było gorzej niż tego razu, kiedy razem obejrzeliśmy Obecność...
Liza: Hihi, sorka ♥


Karmel: Tomasz to się za to niczego nie bał. Hehe, wypływał się chłopak za wszystkie czasy! ^^
Tomasz: Zawsze czułem się bezpiecznie w wodzie.
Karmel: Serio? :o
Liza: Dobra, gołąbeczki, pogruchacie później, nie możemy przedłużać tego wpisu, bo nikomu nie będzie się chciało tego czytać do końca!


Alya: Tomuś, ja cię widzę na okładce jakiegoś kolorowego Fashion Magazynu! Zwłaszcza po tych wcześniejszych seksi selfiakach ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Tomasz: Nienawidzisz mnie -.-
Alya: Wręcz odwrotnie - ja po prostu kocham cię denerwować, hyhyhy.


Karmel: Ta woda była tak przeraźliwie zimna, jednakże mimo to nie chciałam, wręcz nie mogłam przegapić życiowej okazji, zanurzenia się w niej po uszy! Wracając do naszej gry; nigdy wcześniej nie "nurkowałam" w odmętach morskiej H2O.


Alya: Ojj, nazbierało nam się wspólnych fotek, siostrzyczko. Teraz nie masz nawet prawa narzekać na ich niedosyt czy brak!


Galaxis: W sumie wypadałoby opowiedzieć Wam co nieco o owej plaży, gdyż jest to naprawdę, uwierzcie mi na słowo, interesujące miejsce. A więc tak, ekhhem, Plaia De Amoreira znajduje się na terenie Parku Narodowego Przylądka Św. Wincentego oraz jest to nic innego, jak już wcześniej wspominałam, jak ulubiona plaża surferów! Dlaczego? - pewno spytacie. Jest ona bowiem niesamowicie szeroka, a otaczają ją najrozmaitsze skałki, co w rezultacie tworzy naprawdę spore, jak na europejskie warunki, fale. Spotkałam się nawet z określeniem jej mianem 'portugalskiego San Francisco'. Na tej właśnie plaży do oceanu wpływa rzeka Ribeira de Aljezur, przy której brzegu zostało wykonane większość zdjęć.


Galaxis: W Ribeiri de Aljezur cykałam również fotki za pomocą podwodnego aparatu! Nie wyszły one jednak niestety zbyt dobrze.... wiecie, ten aparat ma już swoje lata. Natomiast spokojnie, i tak z ogromną chęcią się z Wami nimi podzielę! Nie mam pojęcia dlaczego, ale uwielbiam oglądać zdjęcia/filmy, które zostały zrobione/nakręcone pod powierzchnią wody. Bezpodstawnie mnie to jara! XD Mam nadzieję, że po przyszłej notce odwzajemnicie ten mój dziwaczny fetysz XDD


Galaxis: Napiszę to zawczasu, bo później Peteczki nie oddadzą mi klawiatury - za parę jpgów zobaczycie mój ryjec. Przygotujcie się więc psychicznie i mentalnie, gdyż może to zagrażać Waszemu życiu i zdrowiu.

Alya: Galaxisssss, Tobie już kochana dziękujemy. Przyjaciele, wracamy do pracy!


Liza: Możemy w chwili obecnej zaobserwować, iż nasza słodka Karmelka ma parcie na szkło, jeśli chodzi o robienie jej zdjęć!
Karmel: Skąd takie oskarżenia?
Liza: Ty se policz, na ilu fotkach jestem ja a na ilu ty!
Karmel: Yym...


Liza: No i znowu, oszaleć do cholery można!
Karmel: Zdradzę ci, że tam bardzo przyjemnie się leżało XD


Adrien: Jest to ostatnie nasze zdjęcie z Amoreiry. Ehh, z miłą chęcią wróciłbym do tamtych chwil...


Alya: #WłaścicielkaRobiDziwneRzeczy


Tomasz: Oto i my w samochodzie suszący oraz doprowadzający się do porządku na prestiżowym ręczniku z nadrukiem Monster High.
Liza: Widzisz Adrien, pokłamałeś, że tamto jpg było ostatnie z Amoreiry, oj nieładnie XD
Adrien: Nie czepiaj się, kobieto!

Karmel: Teraz się skupcie. Powoli zbliżamy się do zakończenia. Zestaw zdjęć, który za chwilę Wam zaprezentujemy będzie ostatni z naszym udziałem...
Liza: ...uczcijmy więc to szampanem!!!
Tomasz: Aha?
Karmel: Obczajcie po prostu fotki z klifów.

Adrien: Na początek proste zapoznanie terenu... ↓↓↓


Adrien: A tera uderzamy niczym petarda!!!!!! ↓↓↓









Tomasz: Nie dawaliśmy już podpisów, gdyż nie chcemy już przedłużać na siłę.
Alya: Już Was pewnie oczy bolą XD
Adrien: My więc będziemy się powolutku żegnać.
Liza: Zróbmy to po portugalsku!!!!!!!!!!!!!!!! (/◕ヮ◕)/
Alya: Ate logo!!!!!!!!!!!
Adrien: Na zakończenie wkleję Wam gifa, który zmieni Wasze życie ↓↓↓


Karmel: Skąd ty to masz?!!
Adrien: Przecież jestem hackerem!
Alya: Od kiedy?
Adrien: Od teraz  (▀̿̿Ĺ̯̿▀̿ ̿)

Galaxis: I tym mega dziwnym i podejrzanym akcentem pragnę zakończyć dzisiejszy wpis. Pisaliśmy go jakieś trzy tygodnie, ale na całe szczęście finalnie doczekał się on premiery. Dziękuję moje Wy LPS'ki za dokładny opis wydarzeń! Nie mam zielonego pojęcia, co bym bez Was zrobiła ♥ Spodziewajcie się jeszcze jednego wpisu o PT!!!

Galaxis: Na mnie też przyszedł już czas! Ate ja wszystkim!

Bądźcie zdrów,
zdobywajcie przyjaciół,
do zobaczenia,
no i ate ja!!!!!!!!!!
~GalaxisLPS i inni ♥♥♥