sobota, 18 lipca 2020

61) Impreza

Wiecie co?
Mam wrażenie, że ostatnio pisałam do Was zaledwie wczoraj. Naprawdę. Nie zdążyłam się nawet obejrzeć, a skończyłam pierwszą liceum. Jesteśmy już w połowie wakacji. Za półtora roku będę pełnoletnia...

Hejka, tak w ogóle :)

Jakiś czas temu natrafiłam na artykuł (a może był to jakiś webinar?), w wielkim skrócie mówiący o tym, że dzieci są bardziej kreatywne od ludzi dorosłych z uwagi na fakt, iż posiadają one zdolność zabawy. Ciekawe, co? Pomyślałam wtedy "cholera, szkoda, że nie jestem młodsza, kiedyś to bawiłam się dużo i kreatywności miałam aż za wiele". Ale czekajcie. Chwila. Chwilunia. Czy istnieje jakiekolwiek prawo, a musiałoby być to z pewnością prawo boskie, mówiące o tym, kto może się bawić a kto nie? Możemy przyjąć, iż z reguły ludzie w tym i w tym wieku nie praktykują więcej podobnego spędzania czasu, ale czy można nam, jako społeczności, narzucić podobny schemat? Właśnie, że nie, nie można.

Co więc zrobiłam?
Jak to co?
Pobawiłam się.

Gdy patrzę tak na siebie z perspektywy ludzi mi znajomych, stwierdzam, że jestem dziwakiem. Lecz zgadniecie? Odpowiada mi to. Doprawdy mi to odpowiada. Wszyscy wielcy ludzie tego świata byli dziwakami. Artyzm jest swego rodzaju dziwactwem. Prozaiczną formą dziwactwa jest odchodzenie od normy. Może dlatego niektórym ludziom doskwiera nudne życie - bo po prostu boją się być dziwni?

----------------------------------

Nigdy nie miałam jako takiego wolnostojącego miasta LPS. Niektóre jego elementy były faktycznie umiejscowione na stałe lecz często, chcąc stworzyć teren miejski o większym obszarze, zmuszona byłam dokładać nieraz nawet po kilka parceli. Najprostszym rozwiązaniem takowej sytuacji było usytuowanie dużej ilości figurek w jednym, wszak obszernym, miejscu. Najczęściej była to szkoła. Ale ile scenariuszy 'na szkolnym korytarzu' można przerabiać? Jestem pewna, że wiele, jednakże korytarz szkolny jest na tyle nieskomplikowany, że miło jest aż, trochę go pokomplikować. Zwłaszcza mając lat dwanaście ;D




Impreza. Choć w prawdziwym życiu nie lubię takich zbiegowisk (mówiłam już, że jestem aspołeczna? haha), to u LPS jest to miód na moje serce. Pamiętam nawet czasy, gdy obywatele Petkowic, wtedy zwanych jeszcze Moon Light Valley, Pet York lub też Invisibility Fields (czy jakoś tak), imprezowali niemalże codziennie. Żałuję, że wtedy nie znałam miasta takiego jak na przykład Marbella, gdyż z pewnością powinnam była w tamtym okresie nazywać me miasto Marpetta. Choć brzmi to odrobinę bardziej jak "Valletta".

Niestety pradawny budynek szkoły, który przewijał się przez wszystkie stworzone przeze mnie seriale LPS (w POA widzimy go nawet po restauracji, 01:49 w filmie *.*) podczas remontu, który miał miejsce w moim rzeczywistym domu, został stracony, podobnie jak zdecydowana większość mych kartonowych wyrobów. Domki własnoręcznej roboty poszły do lamusa (w mieście tłumaczę to krachem na giełdzie i kryzysem gospodarczym - straszną biedą w Petkowicach), zaś te oryginalne littlest'owe stoją grzecznie na swoim miejscu. Stało się zatem to, co stać się musiało - spanielki zwołały pół miasta na tańce! Dlaczego akurat one? Tak się składa, iż szóstka tych pięknych sióstr zameldowana jest w posiadłości potocznie zwanej "największym domkiem Littlest Pet Shop", to chyba przemawia samo za się.




Początkowo impreza nie zapowiadała się obiecująco (pomimo iż spanielki-siostry bardzo dobrze zaopatrzyły się spożywczo i wystrojowo). Pojawiający się goście należeli jedynie do rodziny lub też bliskich przyjaciół. Nic się nie działo. Nie trzeba było wszak długo czekać, a ogromna hacjenda spanielek zaczęła pękać w szwach! Wszystko za sprawą prostego systemu znajomościowego - ten przyprowadził jednego, ten drugiego, a ten znowu trzeciego i czwartego. Takim oto sposobem miejsce miała największa impreza w historii miasta! Nie brakowało na niej śmiechu, płaczu, rozstań, miłości oraz szemranych interesów. W Petkowicach narodziły się nowe sławy (jednak opowiem Wam o nich w przyszłym poście ;D), a LPS, które wcześniej nie miały okazji zaprezentować się na arenie międzypetkowej weszły do towarzystwa!

Zastanawiacie się zapewne co z muzyką - potańcówka bez muzyki, to bliżej niezidentyfikowane zbiegowisko falujących wariatów - oczywiście, że muzyka musiała być! Ostatnio słucham jedynie muzyki hiszpańskiej lecz tak jestem z nią osłuchana, że postanowiłam dać moim Pet Shopą wolną rękę w kwestii doboru muzyki. Zajęła się tym nasza niezawodna DJ'ka Sabrina (#NO, Grooviest Series), która, jak można przypuszczać, wyznaczonemu zadaniu podołała doskonale, zdając się na  obecnie nieco przestarzałe piosenki sprzed kilku lat. Jak dla mnie wybór fenomenalny!


(jak ktoś chciałby poczuć klimat tej imprezy)





Zostało wymyślone też kilka zabaw. Między innymi był to właśnie taniec odbijany i wybór króla i królowej imprezy. Muszę Wam powiedzieć, że w rzeczywistości nienawidzę czegoś takiego jak "tańce odbijańce", tzw. "belgijka", bo, mówiąc kolokwialnie, podczas takiego czegoś, nie potrafię się 'wyluzować', co generuje u mnie stres i automatycznie staje się ogromnie nieprzyjemne. Wszak nie wszystko co niefajne realnie, nadal niefajne jest w świecie nierealnym, gdzie wszystkiemu i wszystkim przypisać można zupełnie nowe epitety, a każdy temat ugryźć od strony w ogóle niespodziewanej. Nawet nie wiecie, jak za tym tęskniłam.

Co z wyborem króla i królowej? W natłoku wydarzeń i tak nie miało to większego znaczenia. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że po tym wydarzeniu każdy obywatel Petkowic wrócił do domu z przekonaniem o tym, że to on właśnie został królem/królową, ponieważ pierwszy raz od dawna doznał życia, jakiego potrzebował, patrząc na świat z półki.




Zrobiłam parę zdjęć, nie są one wszak idealne, przyznam, że nawet o to nie dbałam. Nie było to wydarzenie prasowe, ale coś prywatnego, zamkniętego, z początku nie chciałam nawet tego opisywać, ale... jednak to robię. Nie wiem czemu. Potraktujcie powyższe fotografie jak ruszone fotki strzelone szybkim ruchem ręki podczas tańczenia do hitów ubiegłej dekady. Bo prawie tym są.

----------------------------------

Haha, dzisiaj serwuję Wam naprawdę krótki i luźny wpis. Mam nadzieję, że czytanie go było dla Was równie przyjemne, jak dla mnie pisanie. W tym miejscu chciałabym dodać, że szykuję się do jakiejś sesji w plenerze, jednakowoż byłoby to nieprawdą. Aktualnie jestem na praktycznej kwarantannie (praktycznej, ponieważ teoretycznie na niej nie jestem, wszak praktycznie wygląda to nieco inaczej) i nie za bardzo mogę opuszczać swój dom. Nie zostało jednak długo. Cztery dni. Jeżeli po upływie tego czasu wszystko będzie w porządku, wychodzić będę mogła jak najbardziej. Życzcie mi powodzenia!

Nie jestem pewna czy nie jest to przypadkiem efekt placebo, ale nagle mam pełno pomysłów na seriale. Nie popełnię jednak młodzieńczych błędów i zanim przystąpię do nagrywania czegokolwiek, wpierw spiszę cały scenariusz, a może wreszcie skończę jakąś serię. W swoim życiu dokończyłam tylko jeden serial...

Cóż, teraz nie pozostaje mi nic innego jak pożegnać się. Mam nadzieję, że częściej będziemy się widywać ;)

Do zobaczenia,
no i cześć!
~Galaxis