Dzisiaj jest dziwny dzień. Zacznijmy od tego, że rano obudziłam się nie wiosną lecz zimą. Naprawdę. Nie wiem czy u Was również, ale u mnie w Gliwicach pogoda osiągnęła stadium szaleństwa. Nie zdążyłam jeszcze dobrze wstać z łóżka, gdy moja mama weszła do mega pokoju i powiedziała "pada śnieg". Następnie dowiedziałam się o trzęsieniu ziemi w Chorwacji oraz pierwszym potwierdzonym zachorowaniu w moim mieście. Dzieją się dziwne rzeczy. Nie jestem co prawda przerażona, ale wręcz podświadomie wychwytuję mistyczność zaistniałej sytuacji. Czuję się jak w powieści. Jednak nie o tym jest dzisiejszy post.
Ostatnio robiąc zadanie do szkoły przeglądałam komputer i znalazłam naprawdę przyjemne zdjęcia. Pochodzą one z 2015 roku i choć nie są one piękne, emanują jakąś niebywałą harmonią, dziecięcym wręcz spokojem, i pomyślałam, że miło by było podzielić się nimi z Wami.
Zdjęć nie jest dużo, a przedstawiają one ucztę zorganizowaną w moim mieście dla LPS pochodzących z domu dziecka. Postaram się opowiedzieć wszystko, co pamiętam z tamtego dnia. Albo nie. Zrobi to Levoly, która osobiście brała udział w tamtych wydarzeniach.
Levoly.
Zapraszam Was więc do naszego prywatnego wehikułu czasu. Jesteście gotowi na przejażdżkę?
22.03.2020------------------------------------>23.05.2015
Wydarzenie to miało miejsce w weekend. Niedzielę bodajże. Przyszli do nas i powiedzieli, że przygotowali niespodziankę. Nigdy nie lubiłam tego miejsca. Sierociniec... Choć traktowali nas dobrze, nie czułam się tak. Miałam wtedy piętnaście lat. Teoretycznie teraz też mam. Jak wiecie, my petszopy, nie starzejemy się na ogół. Następny rok życia osiągamy, gdy kategorycznie zajdzie taka potrzeba, co prawdziwie jest rzadkością. Jednak naszym pojmowaniem czasu zajmiemy się kiedy indziej.
Myślę, że o wiele łatwiej będzie Wam zrozumieć mój punkt widzenia, gdy poznacie moją historię. Nazywam się Levoly i jestem w domu dziecka. Razem z moją przyjaciółką Ciapką (#2217) jesteśmy tutaj najstarsze. Była jeszcze jedna. Dziewczyna, którą zdolna byłam określić moją siostrą. Dziewczyna, którą traktowałam jako siostrę. Dziewczyna, która była moją siostrą. Kasydy (#2236). Ją jednak zabrano. Co dziwne. Zazwyczaj, jak ktoś do nas trafia, jest już z nami na zawsze. Wszakże na Kasydy spadła niejaka łaska - zabrała ją sama Królowa. Star song (#2860). Zabrała i uczyniła swoją córką. Wiem, iż brzmi to co najmniej nieprawdopodobnie. Zdaję sobie sprawę, że teraz możecie wziąć mnie za wariatkę. Ale u nas wszyscy wiedzą, że tak było. Nikt jednak nie chce zdradzić szczegółów, choć co lepiej poinformowany ugina się wręcz pod brzemieniem prawdziwego kłamstwa.
Mam nadzieję, iż nie macie mi tego za złe. Właścicielka prosiła mnie o opisanie nigdzie nieopublikowanej uczty, a nie historii mojego życia. Niczym George Sand, haha. Przepraszam, jednakże pragnę, byście zobaczyli te wydarzenia z mojej perspektywy.
Były to urodziny Beilim My (niebieskiej myszki pośrodku). Niespodzianką był tort dla całego sierocińca. Heh, wiem, że powiedziałam, iż się nie starzejemy - skąd też urodziny? Zdajemy sobie sprawę z upływu czasu. Tyle chyba wystarczy.
Wszystkie te dzieciaki znam bardzo dokładnie. W końcu widuję je codziennie. Patrząc od dołu, z lewej strony mamy kotkę Nibi, Pikusia, Fi-Fi, Slow, Kołtunkę, Ząbkę i Laylę. W rogu zaś widać kawałek naszej opiekunki - Bayley. Po prawej stronie jestem ja, koło mnie Ciapka, a na samym końcu Puppy. Po środku wspomniana wcześniej Beilim My.
Już wtedy czułam irytację. Nie lubię, gdy cały dom jest w jednym miejscu. Cholernie szkoda mi tych dzieci, a jeszcze bardziej - szkoda mi siebie oraz Ciapki.
Możecie pomyśleć, że jestem samolubna. Aspołeczna. Nie. Uwielbiam przebywać z innymi petszopami. Nie znoszę wszakże niesprawiedliwości, a ona odcisnęła na mnie swe piętno.
W naszym mieście - Petkowicach - istnieje zapis mówiący o tym, że nieletnim można mieszkać samodzielnie. Tak po prostu. Nie tyczy się to co prawda dzieci faktycznie małych, takich jak moi współtowarzysze z domu dziecka. Średnio, gdy osiągnie się lat naście można żyć na własną rękę. Ja mam piętnaście. Ciapka również ma piętnaście. Jesteśmy jedynymi nastolatkami w naszej ochronce. Nie pozwolono nam żyć samodzielnie. Rozumiecie teraz mą irytację?
Dokładnie nie wiem, dlaczego władze mają do nas obiekcje. Jest to równie wielka tajemnica, jak zabranie Kasydy, która swoją drogą także była nastolatką. Nikt nie zamierza zdać nam sprawy, dlaczego ciągle musimy tu tkwić. W pewien sposób stanowimy zagadkę nawet dla samych siebie.
Dzieciaki mega się cieszyły. Tort nie jest bowiem czymś codziennym. I mówię to, myśląc o wszystkich petszopach - śmiem powątpiewać, że są takie, które codziennie dogadzają sobie tortem. Chyba że mówimy o cukiernikach - tacy to dopiero mogą sobie pożyć! Ale wracając do sprawy. Tortów było trzy: jeden koloru różowego, doprawdy wyśmienity, o smaku owoców leśnych, dla starszych, drugi kremowy na bazie truskawek, dla nieco młodszych, i trzeci, którego konsystencji za dobrze nie pamiętam. Dwa pierwsze widoczne są doskonale na powyższej fotografii.
Zastanawiacie się być może, dlaczego osobny tort był dla starszych i osobny dla młodszych. Nie? Dla mnie było to zastanawiające, bowiem słyszałam o rozmaitych podziałach, ale nigdy o uszy mi się nie obiło nawet, że przy jedzeniu tortów trzeba spełniać jakieś specjalne wymagania wiekowe. Spytałam więc Bayley. Pani Bayley - formalnie rzecz biorąc jest to moja opiekunka, powinnam się zatem wypowiadać o niej z szacunkiem (zdradzę Wam jednak, iż prywatnie jesteśmy na "ty"). No więc pytam się pani Bayley, o co chodzi z podziałem tortów. Odpowiedź była zaskakująco banalna. Okazało się, że jedna z najmłodszych dziewczynek, Kołtunka albo Slow - teraz nie pamiętam - ma poważne uczulenie na któryś ze składników zawierający się w torcie dla starszych. Ażeby uniknąć szarpaniny wśród dzieci oraz kłótni o to, kto który tort będzie mógł spożyć, ustalili czysto dyplomatyczny podział. Trafny, moim zdaniem.
Wspomniałam także o trzecim torcie. Muszę przyznać, iż nie mam pojęcia do czego był on przeznaczony, gdyż nie pamiętam, by ktokolwiek go jadł. Mówiłam również, że jego smak, a raczej jego opis, skrył się bezpowrotnie w najciemniejszym zakamarku mojej pamięci. Jest to pewien tort-zagadka. Wydaje mi się wszakże, gdy tak na niego patrzę, że był on smaku borówkowego. Borówka amerykańska, tak definitywnie mi to wygląda na borówkę amerykańską. Do tego lukier cytrynowy - powątpiewam, że było to dobre połączenie. Może dlatego nic o nim nie pamiętam? Czyżby był na tyle obrzydliwy, iż nie został nam w pełni podany? Nie wiem. Widzę jednak świeczkę - może posłużył jako rodzaj prezentu urodzinowego dla Beilim?
Tutaj dla porównania macie nasz ogólnodostępny tort starszych. Przypuszczam, iż był on zamówiony u pani Jubili (#3077). Właścicielka Wam o niej opowiadała? Wydaje mi się, że nie. Szkoda. Pani Jubili to doprawdy złota kobieta. Niegdyś prowadziła wyśmienitą kawiarenkę w naszych poczciwych Petkowicach. Była ona jedynym tak naprawdę punktem spotkań towarzyskich. Pani Jubili zawsze miała tłumy. Wszyscy obywatele miasta ciągnęli do niej, gdyż tam zawsze można było spotkać kogoś znajomego, a przy tym bardzo dobrze zjeść. Na słodko oczywiście. Teraz kawiarenki u pani Jubili już nie ma. Zamknęła się. Dużo ostatnimi czasu się pozamykało. Nie wiem, gdzie teraz zamówilibyśmy podobny tort dla Beilim.
Zatwardziali miłośnicy LPSTube być może kojarzą Beilim My z niedokończonego serialu Właścicielki - "Power Of Amber". Grała tam ona pomocnicę (białogłówkę) słowiańskiej Mokoszy - Lawendę. Szczerze mówiąc za bardzo nie interesuję się kinematografią, toteż nie jestem na bieżąco z nowinkami filmowymi Petkowic. Mogę Wam jednak powiedzieć, iż obejrzałam jeden, czy dwa odcinki POA z Beilim w obsadzie i stwierdzam, że rola nadana jej w serialu dogłębnie ją opisuje. Beilim jest jedną z tych "najmniej denerwujących", spokojnych LPS. Rzekłabym, że czasami za spokojnych... No właśnie. Z rówieśnikami czasami trzeba krótko - nie można spokojnie - bo po jakimś czasie wejdą ci na głowę. Taki błąd właśnie notorycznie popełnia Beilim - nie umie brać innych "krótko", jest po prostu za kochana.
W dniu swoich urodzin była szczęśliwa. Takie przynajmniej odnosiłam wrażenie. Nareszcie poświęcono jej 100% uwagi, które, wedle mojej oceny, bardzo jej się należało (mówiłam chyba, iż jest to najmilsze dziecko pod słońcem?). Śpiewaliśmy jej "Sto lat" zjednoczeni jak nigdy. Pierwszy i ostatni raz w naszej ochronce obchodził ktoś urodziny tak hucznie. Kogoś może zastanawiać, dlaczego Beilim została tak wyróżniona. Choć według mnie jest ona przeurocza i kochana, i definitywnie zasługuje na takową fiestę, myślę, iż tu nie chodziło nawet o jej urodziny. Wydarzenie to było po prostu dobrą i blisko terminową okazją na zamówienie tortów i rozruszanie znudzonych prozą życia podopiecznych.
Od lewej: Malinka, Cytrynka, Holiday, Pomarańczka oraz Mini Królik. Oni to potrafią być głośni... Bayley i Choki (#1043) mają z nimi dużo zachodu. Wtedy, podczas tej uczty, pomagała im jeszcze Lucky (#1043)... To młodsza Siostra Choki. Galaxis mi coś podszeptuje, że słyszeliście o Lucky. Doprawdy? Zgadza się, jest to dziewczyna Rudego. Albo była dziewczyną Rudego...? Nie mam pojęcia. Ich relacja miała wiele wzlotów i upadków ostatnimi czasy, także myślę, iż oni sami nie do końca wiedzą na czym stoją.
Hmm, wydaje mi się, że opowiedziałam Wam wszystko, co mogłam. Mam nadzieję, iż w niedalekiej przyszłości znowu się spotkamy.
~Levoly♥
Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy,
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy,
Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy,
Ważnych jest kilka tych chwil.
Zakończenie nieco nietypowe, ale jakoś ta piosenka mi tutaj pasuje, nie wiem czemu. Ostatnio ciągle chodzi mi po głowie, haha. Wiem, że niepotrzebnie wstawiam do niej adnotację, gdyż z pewnością każdy zna ją doskonale, ale zalecam przesłuchanie jej w tym momencie.
Heh, post ten razem z Levoly pisałyśmy dwa dni. Gdy byłam młodsza, nie umiałam zacząć posta i tego samego dnia go nie wstawić. Mam tutaj na myśli moje same początki bloga. Aktualnie bardzo lubię posiedzieć dłużej nad wpisem; można się zastanowić, przemyśleć sformułowania i ogólnie dopiąć wszystko na ostatni guzik. Tym bardziej, gdy się pisze z towarzyszem, dzisiaj raczej z towarzyszką. Ach, Levoly!
Wiem, że miałam opisać, jak czyszczę figurki (tak, chodzi o Twój komentarz, Foto ;D), natomiast przyszła mi nagła fala inspiracji na notkę w tym stylu. Niby stare zdjęcia, ale jednocześnie plotki z mojego świata LPS, haha. Opowiedzieć Wam krótką historię? Gdy moja najlepsza przyjaciółka również zbierała Petshopki, a było to właśnie koło 2015, często dzwoniłyśmy do siebie i rozmowę zaczynałyśmy następująco "Cześć, masz jakieś nowe plotki ze swojego miasta LPS?". Jeżeli odpowiedź była twierdząca, opowiadałyśmy sobie, co takiego ciekawego działo się ostatnio u naszych Littlest'ów. Powiem Wam ponadto, że nasze miasta były ściśle ze sobą powiązane i zaprzyjaźnione. Znaczące osoby jej plotek, nieraz występowały również w moich. Gdy długo się nie widziałyśmy natomiast (czyli w np. ferie, bo wtedy chodziłyśmy razem do klasy, no i oczywiście mieszkałyśmy w jednym kraju...), nasze zwierzaki rozmawiały ze sobą przez Skype! Haha, tak mi się przypomniało po zastosowaniu frazy "plotki z mojego świata LPS". Naprawdę sympatyczne doświadczenie, polecam każdemu ;---------)
To chyba czas na pożegnanie. Nie na długo rzecz jasna! Ostatnio mam pełno pomysłów na posty i bardzo bym chciała je wszystkie zrealizować. Szkoda tylko, że na zewnątrz taka nieciekawa sytuacja, bo z ogromną chęcią zrobiłabym jakąś sesję w plenerze. Cóż. Zostań w domu i przeczekamy.
Do napisania,
no i cześć!
~Galaxis